W roku 1990 zatriumfował Kapitalizm

W roku 1980 pewien mądry Polak choć przez naród znienawidzony za szczerość, powiadał: "Polacy chcieliby mieć komunistyczne fabryki ale kapitalistyczne sklepy". Jedno z drugim nie do pogodzenia. Kapitalizm bierze wszystko, nie tylko sklepy.

Wielu Polaków, narzekających na dzisiejsze realia w ojczyźnie, tęskni podświadomie za minionym okresem błędów i wypaczeń PRL-u.

Kapitalizm: gdzie sprywatyzowano zyski a upaństwowiono straty.

robotnicy
Kadry z filmu "Metrópolis" Fritza Langa z 1927 roku. To już niemal 100 lat. Monumentalne dzieło prezentuje wizję przyszłości. Społeczeństwo podzielone na wąską i uprzywilejowaną grupę intelektualistów oraz robotników.

Kapitalizm

Kapitalizm jest atrakcyjny, kusi dobrobytem. Nie było Polaka w 1990 r. (czy Ukraińca w 2014) który by nie zazdrościł dobrobytu Amerykanom i nie cieszył się z Wolnej Kapitalistycznej Ojczyzny. Po 25 latach zdania są już podzielone. Dla jednych w Polsce jest już za dużo kapitalizmu, dla drugich wciąż za mało. Kapitalizm jest przecież receptą na dobrobyt. Może jest, ale nie dla wszystkich i wszędzie.

Kapitalizm wyzwala w człowieku niestety także te gorsze cechy charakteru; chciwość. Kapitalizm nigdy nie ma dosyć. Chce więcej. Aby jeden mógł mieć więcej inny musi mieć mniej.

Tymi "naczyniami połączonymi" bogactwa i biedy mogą być poszczególni ludzie lub całe narody. Aby dyrektor agencji pracy miał wille z jachtem na francuskiej riwierze pracownicy muszą zarabiać minimum. Aby Wielka Brytania była zamożna biednym musi być Mjanma (Birma).

Wraz z upadkiem muru berlińskiego pod koniec 1989 roku, upadł komunizm i zatriumfował kapitalizm

W całym Zachodnim Kapitalistycznym Świecie elita ekonomiczna z zadowoleniem, satysfakcją i dużą energią wzięła się za "demontowanie" powojennych idei socjalistycznych, poszerzanie wpływów i pomnażania majątku na nowo zdobytych obszarach Centralnej i Wschodniej Europy. Także we własnych krajach dobrano się do skóry lewicy. W całej Zachodniej Europie zaczęto masowo prywatyzować wszystko co jeszcze było w rękach publicznych: banki, oświatę, służbę zdrowia, tele- i komunikację publiczną, nawet wodę i elektryczność. Tłumaczono nam, że przecież prywatyzacja to wprowadzenie zdrowej konkurencji, dzięki której będziemy mieli taniej, więcej i lepiej.

Holandia po roku 1990 

Także w Holandii coraz szybciej w latach 90. zwyciężali zwolennicy wolnego rynku i samoregulacji ekonomicznej. Argumentem była obietnica, że wolny rynek wzmaga konkurencję a co za tym idzie większy, lepszy i tańszy wybór dla konsumenta. Brzmiało logicznie. Co jest dobre dla kapitału jest też dobre dla ciebie. Najpierw sprywatyzowano telekomunikacje. Ceny usług telekomunikacyjnych zaczęły szybko... rosnąć. Następnie sprywatyzowano komunikację publiczną; ceny biletów wzrastają regularnie a polepszenia jakości nie ma. Przyszła kolej na energie; sprywatyzowano elektrownie i sieci energetyczne. Rezultat jak wyżej. Jedynie wielomilionowe kampanie reklamowe sprywatyzowanych "konkurentów" musimy my - konsumenci - pokryć z naszej kieszeni w rachunku za prą, gaz, telefon.

robotnicy do kościoła
Kadry z filmu "Metrópolis" Fritza Langa z 1927 roku. To już niemal 100 lat. Robotnicy maszerują do kościoła.

Kontrasty rosną

Jeszcze nigdy w Holandii nie było tak dużych kontrastów zamożności jak w tym roku. Jeden procent Holendrów (75 tys. gospodarstw domowych) posiada niemal 27% majątku tego kraju (w roku 2008 - 20%).

Całkowity stan posiadania Holendrów (akcje giełdowe, rachunki bankowe, nieruchomości i inne mienie) wynosi ponad jeden bilion Euro. Elita 7,5 tys. najzamożniejszych Holendrów posiada majątek wysokości 11.024.000.000 Euro czyli ok. 14,7 mln na osobę. 

Tymczasem 1,1 mln gospodarstw domowych ma więcej długów niż majątku. 25% gospodarstw domowych posiada majątek wysokości od zera do 5 tys. Euro. Spadek cen mieszkań sprawił, że z największymi długami siedzą właściciele domów których wartość jest niższa niż wysokość kredytu jaki na jego zakup wzięli kilka lat temu w banku.

Pazerność bez limitów

Ludzką pazerność dobitnie ukazał nam dzisiejszy kryzys finansowy w USA i na świecie. Tymczasem bogaci stają się coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi. Bankierzy zarabiali i nadal zarabiają niewyobrażalne sumy. Wszystko oparte na złudnych obietnicach tanich kredytów.

W Holandii stworzono tzw. „Normę Balkenende” - czyli maksymalny limit zarobków (€200 tys./rocznie) w sektorze publicznym aby nikt w tym kraju nie zarabiał więcej niż premier kraju (wówczas Balkenende). Tej normy nikt się nie posłuchał. W USA były także głosy aby wprowadzić taką „Normę Busha”, z maksymalnie 400 tys. dolarów/rocznie jakie zarabiał prezydent USA. Głosy wołających na pustyni. Karawana Kapitalizmu jedzie dalej. Bankierzy nie zgodzą się na zarabianie marnych 200 tysięcy gdy ich jeden samochód kosztuje więcej.

Świat powinien dążyć do zmniejszania różnic zarobków w miejsce ich zwiększania. Tymczasem w całej Unii Europejskiej w ostatnich 15 latach średnie podatki za pracę wzrosły z 20,6% na 22,4% a w tym samym czasie podatki od kapitału zmalały z 8% na 5,6%. Gdy czytam o bankierach w Amsterdamie i Nowym Jorku zarabiających setki milionów rocznie, zgarniających wielomilionowe premie a w tym samym czasie widzę na holenderski polu szparagów polskiego nauczyciela z tytułem magistra, zarabiającego 5 euro na godzinę to robi mi się niedobrze.

[Update z roku 2008]

Przeczytaj także: