Fotografuj ciocię a nie wodospad - fotografia z sensem
Bezwiednie odziedziczyłem pasję do fotografii po ojcu który chętnie podróżował i chętnie fotografował siebie z ciupagą na Kasprowym lub na tle wodospadu. Jego ciemnią była kuchnia. To był rok 1960.
W 1965 r. dostałem od rodziców w prezencie mój pierwszy aparat fotograficzny. Gdy już byłem trochę starszy poznałem dziewczynę-fotografa i moja pasja do fotografii tylko wzrosła. Patrząc obok na tą serię moich aparatów myślę, że i moje życie wyglądało trochę jak i te aparaty. Zrobiłem w życiu tysiące zdjęć. Dzisiaj nikt ich i tak nie ogląda. Mamy przesyt obrazów.
Samotna sosna
Dzisiaj uważam, że większość z nich jest typowymi „polskimi kiczami”; pejzażami z samotnym drzewkiem, chmurką, łanem zbóż, panoramą gór, łodzią na jeziorze, leśną ścieżką i samotna sosna na skale... czyli mówiąc krótko i dosadnie z „jeleniami na rykowisku”.
Znam wielu fotografów znacznie lepszych ode mnie którzy fotografują to samo co ja: naturę. Martwa naturę.
Kochamy naturę. Widząc stare drzewo z plątaniną korzeni łapie automatycznie za aparat. Cudowne formacje chmur w zachodzącym słońcu, poranne mgły na pastwisku, skały i potoki - łapię za aparat. Tylko po co? Dla własnej przyjemności? Takich zdjęć są już miliony i codziennie przybywa milionów takich zdjęć na flickr.com - dużo lepsze niż moje albo co najmniej takie same. Fotografowanie natury nie ma dla mnie już sensu.
Natura jest piękna i na zdjęciu nigdy nie będzie ładniejsza niż rzeczywistości, można nią jedynie cyfrowo manipulować. Jednocześnie natura BĘDZIE ZAWSZE.
W tym momencie jakiś amator fotograf robi romantyczne zdjęcie wschodu słońca nad jeziorem we mgle. Takie wschody będą i za tysiąc lat. Chcemy ten widok zachować dla siebie czy pochwalić się przed innymi?
Za to nasz sklep osiedlowy zniknie już może za rok, z tego mieszkania szybko się wyprowadzimy, nasze dzieci w drodze do szkoły będzie można zobaczyć jeszcze tylko w tym roku, nasz chory sąsiad może za rok umrze a ty zmienisz pracę. Tej firmy i kolegów z którymi spędziłeś może pół życia już nigdy nie zobaczysz. Za rok czy dwa nie będziesz miał już takiej komórki, samochodu ani ubrania.
Zdjęcie rodziny przy stole u cioci na imieninach jest unikalne. Nigdy przed tym ani po tym takiego zdjęcia już nie zrobisz. W miarę upływu czasu takie zdjęcia będą nabierały wartości, dla wszystkich. Zdjęcie jelenia na rykowisku sprzed 100 lat jest tak samo mało wartościowe jak zdjęcie jelenia na rykowisku zrobione dzisiaj.
Kiedyś stałem z aparatem w ręku koło mojej prababci. Urodziła się w roku 1860 – czyli w czasach gdy w Paryżu bogaci mieszczanie przychodzili już do fotografa po pierwsze portrety-dagerotypy. Ja stałem koło mojej prababci i nie zrobiłem jej ani jednego zdjęcia. Fotografowałem kury, kwitnące wiśnie, traktor a nie ją - siedzącą na ławce obok. Moja prababcia nie żyje już 40 lat a traktor zapewne nadal stoi w szopie. Zrobiłem za to tego samego dnia trzy rolki fotek ze pobliskim strumieniem. Strumień płynie dalej. Martwa natura. Ładna ale powtarzalna.
Do takich konkluzji doszedłem oglądając swoje tysiące zdjęć pejzaży i widoczków napstrykanych przez te dziesiątki lat. Dla mnie już za późno.
Tragiczna historia pamiątkowych zdjęć.
Jeszcze do końca XX wieku przeciętny człowiek miał kilka lub kilkanaście zdjęć rodzinnych. Odbitki czarno-białe, po tym kolorowe. U jednych w pudełku po butach, u innych ładnie wklejone w album z podpisami. Te czasy minęły. Każdy ma milion zdjęć w telefonie/ dysku lub w chmurze. W teorii na wieczność a w praktyce różnie. Iluż to nie znam starszych ludzi których wszystkie najpiękniejsze chwile utrwalone cyfrowo z ostatnich 20 lat zniknęły, bo komputer/telefon się zepsuł lub zapomniał haseł logowania do chmurki. Dzisiaj wpadła mi w ręce ta kamera filmowa super-8. Japońska kamera z lat 70. warta wówczas miesięczną pensję (plus drugie tyle na projektor itp) którą filmowali z zapałem swoje dzieci nieżyjący już ludzie. W kamerze jest jeszcze naświetlony film sprzed co najmniej 40 lat. Po śmierci rodziców kamera wraz z ich sfilmowanym życiem trafiła na pchli targ za 2 euro. Kaset wideo sprzed 30 lat też już nie da się odtworzyć, rozmagnetyzowane. Pamiętaj o tym gdy dzisiaj fotografujesz swoje dzieci.
Fotografia bez bajeru w roku 2012
W roku 2009 pisałem o końcu ery lustrzanki akurat w momencie kiedy ceny cyfrowych lustrzanek na tyle spadły, że stały się osiągalne dla wszystkich. Wciąż pokutuje przekonanie, że lustrzanką zrobisz lepsze zdjęcia i do tego wyglądam bardziej serio z uwieszonym na szyi aparatem na szerokim pasie Nikon/Canon.
Kupując lustrzankę panowie kierują się głównie wizerunkiem tego produktu. Niezależnie od jego sensu i celowości zastosowania. Podobnie jak mężczyzna chętnie wybierze BMW ponad Toyotę Aygo. Ale kobiety są rozsądniejsze.
Jak już jesteśmy przy kobietach i mężczyznach w fotografii to zasadniczą różnicą jest to, że panie fotografują najchętniej ludzi; swoje koleżanki, dzieci, rodzinę. Panowie fotografują domy, drzewa, krajobrazy. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Te domy, drzewa i krajobrazy będą niezmienione i za sto lat, gdy tymczasem człowiek szybko przemija.
Ale zacznijmy od sprzętu.
Pierwsza wada lustrzanki:
Przeciętny fotograf używa aparatu do zdjęć na Facebooka, smartfona, tabletu lub innego elektronicznego medium. To jest fakt. Nawet największy i najdroższy ekran telewizyjny lub komputerowy ma maksymalną rozdzielczość 1920x1200 pikseli czyli 2,3 Mpix - także twoje zdjęcie musi być zredukowane do 12,5% oryginalnej wielkości (a na Facebooku jeszcze znacznie bardziej!).
Noszenie wielgaśnej lustrzanki z jeszcze większym obiektywem jest strzelaniem z armaty do komara. Przerost formy nad treścią. Jakość zdjęć z dobrej lustrzanki będzie jedynie widoczna gdybyś te zdjęcia drukował w formacie plakatu a nie wstawiał na Facebooka.
Druga wada lustrzanki:
Aparat taki jest duży i ciężki. W praktyce nie zawsze chce się go zabierać ze sobą i nosić cały dzień na ramieniu lub co gorsza dźwigać w torbie z innymi akcesoriami. Czyli szansa na okazjonalnie unikalne zdjęcie jest mniejsza.
Trzecia wada lustrzanki:
Lustrzanka ma wymienne obiektywy ale tylko w teorii. W praktyce przeciętny ambitny fotograf-amator kupi względnie tanią, popularną, plastykową lustrzankę firmy Nikon lub Canon; aparat ze standardowym kitowym, plastikowym obiektywem (do kitu) i już nigdy nie stać go będzie na kupno przyzwoitego obiektywu którego cena przekracza wielokrotnie wartość jego lustrzanki.
Czwarta wada lustrzanki:
Lustrzanka kojarzy się ludziom z zawodowym fotografem i "prawdziwą fotografią" i w momencie gdy ją podnosisz do oka każdy zastyga w bezruchu mając się na baczności bo "będzie na zdjęciu". Trudno o spontaniczne zdjęcia w niepostrzeżonych momentach. To jest zdumiewające jak ludzie szybko spostrzegają wycelowany w siebie aparat, nawet ze sporej odległości.
Zalety lustrzanki: zdjęcie może być (choc nie musi) lepszej jakości niż z dobrego kompaktu ale ta jakość jest tylko zarezerwowana tylko dla rzeczywistych fanatyków fotografii i zawodowców.
Dlatego nie kupuj lustrzanki, bo z czasem ona i tak wyląduje w szafie, służy jedynie jako symbol statusu społecznego dla mężczyzn a używana sporadycznie nigdy nie będzie w rękach amatora ustawiona inaczej jak na AUTO.
Chcesz mieć naprawdę dobry aparat i jednocześnie móc go swobodnie włożyć do kieszeni lub torebki i zabrać na każą okazję? Wbrew pozorom wybór nie jest wielki, wśród tych tysięcy modeli. Poniższe aparaty nie widuje się często w promocjach Mediamarktu. To są perełki wśród kompaktów potrafiące więcej niż ci do głowy przyjdzie.
Wiatrakowa lista najlepszych "kieszonkowców" 2012:
Olympus XZ-1 (ok. €360/1500zł)
Panasonic Lumix DMC-LX5 (ok. €380/1600zł)
Sony DSC-RX100 (ok. €650/2700zł)
Te trzy aparaty nie należą do tanich ale są swojej ceny zdecydowanie warte gdyż jednoczą w sobie rzeczywiście jakościowo dobre zoom-obiektywy z wszystkimi możliwościami jakie wymagający amator może sobie życzyć.
[Aktualizacja od 2009 r.]
Zobacz także: