Dlaczego Polacy którzy już bardzo długo mieszkają na obczyźnie tak źle się wyrażają o Polsce?
To proste pytanie zadał czytelnik w wiatrakowym komentarzu w 2009 roku.
Powodem jest frustracja połączona z kompleksami i radykalnie zmienioną perspektywą spojrzenia na świat "z boku".
Emigracja do kraju tak odmiennego od Polski jakim jest Holandia, wpływa znacznie bardziej na naszą osobowość niż nam się zdaje. To jest proces rozciągnięty w czasie i każdy z szanownych czytelników (migrantów) za 10 lub 20 lat zdziwi się czytając swoje wypowiedzi dzisiaj. Tego procesu nie da się zauważyć, tak jak nie da się zauważyć ruchu godzinowej wskazówki na zegarze. W czasie życia na obczyźnie odbywa się proces transformacji z "rasowego Polaka" poprzez "półpolaka" aż do finalnego "półholendra". "Pełnym Holendrem" nie masz szans zostać. Chyba, że cię tu mama przywiozła w pieluchach. Oczywiście upraszczam i generalizuje licząc, że każdy człowiek jest nieco inny, a przynajmniej w to wierzy... choć jakże często jest taki sam jak i cała reszta stada.
Ojczyzna to Ziemia i Zmarli
Powodem nienawiści do ojczyzny może być żal i zazdrość. Żal, że go ojczyzna potraktowała jak macocha. Żal, że go wygnała na obczyznę. Zazdrość, że są kraje gdzie ludzie są życzliwi i wspólnie o swój kraj się troszczą. Żal, że Polak Polakowi wilkiem. Żal, że my nie jesteśmy tak roztropni jak oni.
Proces transformacji jest długi, mozolny i zna różne etapy
Zamieszkanie na Zachodzie zaczyna się od entuzjazmu i zachwytu, po czym to uczucie przechodzi szybko w rozczarowanie które trwa długo, czasami doprowadzając nawet do długotrwałych depresji, aż "krzywa" zadowolenia/niezadowolenia zaczyna pomalutku iść w górę i niezauważalnie osiąga ten sam poziom jaki miała w ojczyźnie przed wyjazdem. Osiągając ten poziom "przed-emigracyjny" zaczynamy postrzegać otaczający nas świat podobnie do Holendrów, czyli mocno upraszczając: Amerykanie są OK a Wschodni Blok to pijane Ruskie.Tak samo jak żyjąc w Polsce uważaliśmy Amerykanów za cacy a Czeczenów za ludzkie śmieci. Na szybkość tego procesu przepoczwarzania wpływa głównie własna osobowość i stopień osadzenia w "holenderskości". Młoda dziewczyna wychodząca za mąż za rolnika z Drenthe i otoczona tylko innymi Drentheńczykami dochodzi do stanu "półholendra" już może nawet po 10 latach. Chyba, że nie wytrzyma tak gwałtownej transformacji i wpadnie w depresję i kompletne odcięcie się od świata. Za to trzydziestoletni mężczyzna (lub kobieta) z partnerem z ojczyzny, mieszkający w polskiej dzielnicy w Hadze, pracujący w fabryce w grupie dwudziestu rodaków, TVN, Onet, itd. - jeszcze po 20 latach będzie tylko "półpolakiem" żyjący zupełnie na niewidocznym marginesie holenderskiego społeczeństwa. Polacy na emigracji znajdują się więc na bardzo różnych etapach świadomości i na nic tu ich wiek, wykształcenie ani "staż" pobytu w Holandii. To jest wypadkowa jeszcze większej ilości faktorów jak m.in. pochodzenie małżonka, własne pochodzenie, rodzaj pracy, intensywność kontaktów z rodakami i autochtonami.
Tam ojczyzna, gdzie jest dobrze
Na Wiatraku codziennie czytać można wypowiedzi reprezentujących wszystkie fazy transformacji osobowościowej. Te wszystkie polenderskie istoty zderzają się ze sobą na internecie i nadziwić się nie mogą odmienności rozumowania.
O Holandii:
- "Holandia!!!! Masakra. Mieszkam tu 8 lat. Świeci nuda wszędzie. Ludzie jak zmory jakby poumierali już dawno. Sknera zero spontana!!!! Co do służby zdrowia to masakra. Na całym świecie wiadomo że w NL najgorzej leczą. Sama się już o tym przekonałam. Nigdy nie będę tu rodzic dzieci!!!!! Nikomu nie radze. Chcesz być starym maruda przyjedz do NL!!!"
- "Ja do Holandii przyjechałem dwa lata temu, jak wszyscy w poszukiwaniu lepszego jutra, ale nic pozytywnego nie odnalazłem w tym kraju. Dwa lata temu, był tu syf i praca a na dzień dzisiejszy jest tu tylko syf, gdyż pracodajne eldorado zakończyło istnienie. Czepiają się tutaj Polaków na każdym kroku - wiec myślę że chyba najlepiej powrócić do kraju i być u siebie niż tutaj dawać się poniżać,wysłuchiwać jakim to złym narodem nie jesteśmy i jacy to z nas brudasy - ale takiego syfu w Warszawie nie widziałem na jaki napatrzyłem się nie raz w stolicy Holandii.... słynnym Amsterdamie!!!!!"
- "Trzeba Holendrów nauczyć troszkę kultury, bo chyba jej w sobie nie mają, oni jeżeli czegoś potrzebują to są bardzo mili, nie wiem jak wy ale mam dosyć tego kraju, tutaj pracuje się jak w chlewie, jedzie mają paskudne. Zastanawialiście się w jakich warunkach jest to pakowane? Wiem co mówię bo pracuje w takim zawodzie, nie mają za grosza wstydu.... Ale nic na to nie poradzimy tacy już są aroganccy, złośliwi!!!! Trzeba pomyśleć o wyjeździe."
Rozczarowanie:
- "Co do integracji to najlepiej żeby im oddać to co mamy a najlepiej zadeklarować że oddamy to co kiedykolwiek zarobimy. Kiedyś mieli kolonie a teraz ??? Kim my dla nich jesteśmy, jak myślicie? Jaka integracja. W pudle powinni gnić ci co doprowadzili do emigracji tylu ludzi."
O Polsce:
- "Wstyd, wstyd. Taka Polska: dziury w drogach i ponuracy na ulicy. Oto moje wrażenia po przyjeździe na święta. Ja chce szybko wracać do Holandii do normalności."
- "Jazda przez cala Polskę w szerz - 3 wagony, zwierzęta lepiej są przewożone, bo są normy, których przewoźnik musi się trzymać, o "burdelu" z biletami nie wspomnę. Polska przez 20 lat zmieniła elewacje budynków w centrum miast, obcy wybudowali kilka składanych hal-fabryk, przybyło pięknych samochodów na ulicach z mało uprzejmymi ludźmi w środku. Co do Olszyny, ktoś mi opowiadał jak jechał z cudzoziemcem - ten wpadł w lekka panikę, że chyba wjechali gdzieś w boczna drogę (czytaj polna)"
- "Już nie mogę wysiedzieć w tym kraju, fakt pracuje w Polce w służbie mundurowej nie jest źle ale jednak chcę wyjechać. Chcę właśnie do Holandii."
- "Polska – pozostałość po radzieckim Disneylandzie. Zwana także Katolandem, Skansenem Zapomniana przez świat, na siłę pseudoamerykańska. Na eksport produkuje się przetwory owocowe, np. dżemy z Biedronek oraz papier toaletowy z Tesco. Kraj posiada prawdziwą kopię zapasową prezydenta. "
Emigrant Polski nie buduje
Obawy na przyszłość:
- "Mam męża Holendra, dziecko które się urodziło tutaj ale nie mam wrażenia abym musiała opowiadać się po czyjejś stronie i obym takiego wrażenia nigdy nie zaznała. Znam swoje słabości i mocne strony, znam słabości jak i mocne strony Polski i Holandii."
Przyszłości nie znamy i wszelkie nasze wyobrażenia dzisiejszej świadomości nie będą miały zastosowania w przyszłości. Otoczenie nas zmienia i jakimi jesteśmy dzisiaj nie będziemy jutro. Żyjąc na obczyźnie w miarę postępu czasu żyjemy coraz bardziej w dwóch światach, dwóch językach, dwóch obyczajach i nasze mózgi pracują coraz bardziej na podwójnych obrotach. Mi w pewnym momencie nie robiło już różnicy myśleć i mówić: vader/ojciec lub dom/thuis - czyli miałem dwa języki na raz w jeden głowie. Na ile to zdaje się mi nie przeszkadzać w codziennym życiu to jednak jestem przekonany, że to obciąża mój umysł drugie tyle co rodaka w Polsce lub Holendra w Niderlandach. Ja muszę znacznie bardziej wytężać swój umysł i swoje zmysły aby przetworzyć obce lub nowe informacje, zrozumieć gest, słowo, nowe nazwisko, numer telefonu... zevenhonderdachtendertig, lub domena publiczna i inne trudna słowa jak np. przepraszam.
Jakże bym chciał mieć talent lekkości pióra i pięknej mowy. Być poetą. Ja nie mogę być poetą bo mam w głowie plątaninę dwóch języków i dwóch światów. Każdy z nich jest miernej jakości. Jak będą sobie radziły nasze dzieci w dorosłym życiu? Dzieci wychowane w dwóch światach? Jedni twierdzą, że ich to wzbogaci - co niewątpliwie jest prawdą, ale wiele statystyk mówi też; dzieci drugiej generacji mają większe trudności w nauce, karierze zawodowej i życiu prywatnym.
Człowiek jest stworzeniem stadnym. Może człowiek nie jest stworzony do tak radykalnej zmiany stada? Może płaci za to cenę którą ja znam ale nie potrafię jej dobrze opisać. Znam sporo dorosłych ludzi pochodzących z małżeństw polsko-holenderskich. Są moim zdaniem inni niż ich polscy lub holenderscy rówieśnicy. Są "krzyżówką", jak te muły: nie są ani osłami ani końmi. Gdy mieszkałem w Polsce wolno mi było powiedzieć: "Polska jest 100 lat za murzynami" ale po 30 latach życia na obczyźnie muszę dobrze uważać do kogo co mówię, bo jeden się uśmiechnie a drugi da mi w mordę. Złe wyrażanie się o własnym kraju czyli kalanie własnego gniazda jest dopuszczalne (jak w tym przykładzie) jedynie gdy sam jesteś uważany za "swojego", za mieszkańca tego gniazda. Gdy tylko zachodzi podejrzenie, że już nie należysz do tego "Klanu Swoich" musisz uważać co mówisz bo obrazisz uczucia narodowe.
Gdzie przebiega granica w postrzeganiu mnie jako Polaka lub Holendra? Odnoszę wrażenie, że dla wielu Polaków już od wielu lat jestem Holendrem ale... o ironio! Dla otaczających mnie Holendrów jestem coraz bardziej Polakiem co stwarza w rezultacie sytuację w której, aby nikogo nie obrazić, nie mogę powiedzieć nic złego ani o Holandii wśród Holendrów ani o Polsce wśród Polaków. A może to jest mój komfort bycia Nikim? Wątpię. Na meczu Polska-Holandia kibicuję Polsce ale to chyba tylko z przyzwyczajenia, tak samo jak lubię kaszę manną na śniadanie bo taką kaszę robiła mi mama gdy byłem dzieckiem. Dzisiaj tak samo lubię kaszę manną, niemiecki chleb ze smalcem, garnalen i mosselen.
Polacy na obczyźnie wyrażają się o Polsce znacznie lepiej niż rodacy w ojczyźnie!
Póki sam czuję się Polakiem nikt mi nie może zabronić mówić o moim kraju tego co chcę.
Polacy wypowiadają się źle o swoim kraju i rodakach? Uwierzcie, że Holendrzy wypowiadają się o nas znacznie gorzej!
Dlaczego Polacy w kraju tak źle się wyrażają o Polsce?
Miałem już kilkakrotnie okazję "być prawdziwym Holendrem" w Polsce, tzn. byłem wraz z holenderskim towarzystwem brany za Holendra. Nie do wiary jak Polacy potrafią się strasznie źle wyrażać się o własnym kraju wobec "gościa z Zachodu".
Osobiście nazywam siebie Holak.