Zachowawczy Holender nie przepada za totalną demokracją
Holandia zmienia się bardzo powoli i najchętniej nie zmienia się wcale. Wszystkie zmiany jakie ten kraj w swej historii doznał dokonano siłą i dyktaturą z zagranicy od: Burgundów, Hiszpanów, Napoleona, pierwszego króla Niderlandów Wilhema I który był faktycznie Niemcem podobnie jak premier Thorbecke - ojciec holenderskiej demokracji parlamentarnej aż wreszcie po Hitlera.
Tak mocno ugruntowana w tym narodzie mieszczańska pragmatyczna kultura uniemożliwia sprawne funkcjonowanie centralnej władzy. Holender bardzo nie lubi być traktowanym protekcjonalnie (betuttelen).
Dla holenderskiego mieszczanina premier nie jest więcej wart niż burmistrz. Wszystkie starania przeprowadzenia poważnych reform spalają na panewce, jedynie obce mocarstwo mogło Holandii coś narzucić. Monarcha, burmistrz i cały senat nie podlegają demokracji. Mało komu to przeszkadza.
Bodajże tylko Gruzja ma obok Holandii unikalny system mianowania burmistrzów z politycznej nomenklatury. W reszcie Europy burmistrz wybierany jest demokratycznie. Wielokrotne próby przeprowadzenia reformy powoływania burmistrza w Holandii są blokowane. Burmistrza nadal oficjalnie powołuje król ale w praktyce są to słodkie posady dla spalonych polityków według klucza partyjnego, według zasady; im ważniejszym był politykiem tym większego miasta zostaje burmistrzem.
Przez dziesięciolecia, wiele komisji pochylało się na reformami konstytucji. Wszystkie raporty lądowały i lądują nadal w koszu.