Polska 2011... Jak dzień do nocy
Tomaszów Lubelski leży hen na wschodnich rubieżach Polski. Dalej jest już tylko Ukraina. Absolutna prowincja. Pierogi z kaszą gryczaną i soczewicą. Coś zwróciło moją uwagę gdy zaparkowałem samochód na rynku.
Spacerując po tomaszowskim rynku naliczyłem ze zdumieniem aż pięć samochodów z zagraniczną rejestracją: francuska, włoska (2 razy), angielska i belgijska.
Tomaszów Lubelski jest zwykłym miasteczkiem jakich we wschodniej Polsce wiele: drewniany kościółek katolicki, cerkiew, rynek z zabytkową drewnianą czajnią (herbaciarnią), remizą strażacką i PRL-owski blok pawilony handlowego.
Magda ma Włocha a Ewka Francuza
Dużo mieszkańców tych regionów wyjeżdżało już od końca XX w. do pracy; głównie do Włoch. Wiele polskich dziewczyn znalazło sobie tam też męża. Stąd ta liczba obcych aut na rynku Tomaszowa w środku lata 2011.
Belg
Stojąc przy moim samochodzie (z holenderską rejestracją) podchodzi do mnie niepozorny człowiek i zagaduje po... holendersku. Właściwie to po limbursku ze swoim ciężkim akcentem belgijskiej Limburgii. Widać było, że ucieszył się spotkać na tym "dalekim wschodzie" krajana z którym przyjdzie pogadać.
Napotkany Belg przyjeżdża do Tomaszowa już od 20 lat jako, że jego polska żona stąd pochodzi. Opowiada jak tu wiele się zmieniło przez te 20 lat.
- Kiedyś nie było tu nic - mówi Belg - helemaal nic. Teraz można kupić wszystko. Właśnie żona z córką chodzą po głównej ulicy handlowej kleren kopen (kupować ciuchy).
- Dobrze, że tu ludzie mają już lepiej - mówi Belg. Mieszkam dwa tygodnie u mojej teściowej. Jemy "pirożki" - to takie polskie ravioli ale inny smak. Dobre. Hier draait alles om eten - tutaj wszystko kręci się wokół jedzenia. Jawel, ludzie mają teraz lepiej ale Polen jest jak dzień do nocy (als dag en nacht) w porównaniu do nas. Als dach en nacht. Jest jeszcze dużo do zrobienia.
Nadeszła polska żona z córką i Belg się ze mną pożegnał.
Cudowna piramida
Następną interesującą rozmowę miałem przechodząc ulicą koło bloku z dziwną budowlą na trawniku. To pewien mieszkaniec Tomaszowa wybudował... piramidę. Wierna kopię, tzn. wierną w skali piramidy Cheopsa.
Piramida ta ma niespotykane właściwości lecznicze - opowiada. Woda przechowywana w tej piramidzie uzdrawia okoliczną ludność. Także kilkugodzinne przebywanie w niej pomaga na różne dolegliwości. Pan zapraszał mnie do środka za co serdecznie podziękowałem udając się na biłgorajskie pierogi.
Pierogi w 32 smakach
Poszedłem do pierogarni którą mi polecali ze względu na wybór pierogów w 32 smakach. Tam po raz pierwszy w życiu spotkałem się z pierogami nadziewanymi soczewicą lub cieciorką. To było dwa polskie słowa których przedtem nie znałem.
W czasie jedzenia zastanowiłem się nad tym co mówił Belg. Miał rację - tutaj wszystko kręci się wokół jedzenia. Polskie rozmowy toczą się najczęściej na temat jedzenia. Ileż to przepisów otrzymuje od przypadkowo spotkanych ludzi na szlaku: przepis na dżem borówkowy, na zupę soljankę, na pierogi z czymś-tam, na słoninę najmiększą, na kiełbasę, na peklowana łopatkę, na babkę ziemniaczaną, na bimber, na nalewkę z cytryn...
Od Lenino do Berlina
Pod kościółkiem (na zdjęciu powyżej) siedział na ławce staruszek i jadł bułkę. Zagadaliśmy. Każdy mówi chętnie czym żyje. Sędziwy dziadek był żołnierzem Armii Berlinga, sformowanej w 1943 r. w Sielcach nad Oką. 1500 km na wschód od Warszawy, za Moskwą. Brał udział w bitwie pod Lenino, o warszawską Pragę, walczył o Wał Pomorski, forsował Odrę oraz wziął udział w szturmie Berlina. Jednym słowem przede mną siedział prawdziwy Janek z "Czterech Pancernych i Psa". Mówił z mocnym wschodnim akcentem (na pieniądze mówił diengi). Nie był bohaterem. Był starym, zmęczonym i biednym człowiekiem który jadł suchą bułkę przed kościołem. Kapryśna polska Historia nazywała go czasami bohaterem a innym razem zdrajcą.
Ech!... Als dag en nacht! Als dag en nacht!