Odłożone życie emigranta
Polak opuszczający swój kraj dla pieniędzy skazuje siebie na izolacje społeczną i wieczne pragnienie powrotu. Lata spędzone na emigracji zarobkowej są "odłożonym życiem". W pewnym momencie okazuje się, że odłożył całe swoje życie.
Życie w niczyim świecie
Tęsknota za ojczyzną postrzegana jest przez Polaków nobilitująco. Za ojczyzną tęsknił Mickiewicz, Słowacki, Norwid i cała plejada innych którzy jednak wybierali wygodę życia na Zachodzie w miejsce polskiej błotnistej drogi. Nic się nie zmieniło. Pieniądz i wygodniejsze życie wygrywa z "swojskością" własnego kraju, miasta, ulicy i domu rodzinnego. Każdy emigrant liczy dni, kiedy wreszcie będzie mógł pojechać do Polski. Chociaż na tydzień.
Polskie getto
W miejscowości Zundert leżącej na belgijskiej granicy, w połowie drogi z Rotterdamu do Antwerpii znajdowało się w latach 2006-2020 największe polskie getto w Holandii. W dwóch parkach kempingowych mieszkało według różnych szacunków 2.500 do 4.000 obywateli tzw. MOE-landów (Midden- en Oost-Europese landen). W praktyce pod tym zbiorem MOE kryją się głównie Polacy i ewentualnie nieco Rumunów, Bułgarów i Litwinów. Wielu z tych robotników pracowało lub nadal pracuje jako robotnicy sezonowi. Polacy i sąsiadujący z nimi Holendrzy żyją kompletnie obok siebie. Nie zachodzi jakakolwiek integracja.
Parkt Patersven (obecnie ze zmienioną nazwą Wernhoutsburg) był przez lata problemem dla okolicznych mieszkańców. Regularne ekscesy, pijaństwo, kradzieże, chuligaństwo itp. polskich robotników zajmowało miejsce w regionalnych gazetach; polskie burdy w pubach, pijaństwo w miejscach publicznych, kradzieże, pobicia i nawet zabójstwa. Między sobą Holendrzy zwali Polaków „kwadratowe mordy". Gmina miasta Zundert wprowadziła niegdyś nawet zakaz sprzedaży alkoholu Polakom.
Odłożone życie
- Znam Polaków którzy już 40 lat "wracają" do Polski. Te 40 lat odkładają na bok - mają niedościgniony ideał raju w ojczyźnie. Szczególnie wiele Polek które wyszły kiedyś "z miłości" za Holendra, żyją w Holandii tylko ciałem, odkładają życie na po tem, jak będą w Polsce. Tam są u "siebie". Tam są zawsze duszą. Holandia jest pracą przymusową a Polska jest urlopem. Tymczasem integracja (i asymilacja) zwala ciężki kamień z serca, wyzwala z niewolniczej więzi z Polską. Czyni uniezależnionym od gniazda z którego się wyleciało. Jest dorosłością.
Mieszkaniec Zundert wspomina jak 60 lat temu pojawili się w jego mieście pierwsi gastarbeiterzy z Maroka. Marokańczycy mieszkają do dziś w dzielnicy zwanej "problemowym osiedlem" De Berg.
- Podobną sytuację mamy dzisiaj z Polakami - mówi.
- To są ludzie z odłożonym życiem - opuścili swój kraj ale nigdzie nie dojechali. Żyją w Niczyim Świecie.
- Swoje życie "zaparkowali" na kampingu. Pracują, marzą i oszczędzają.
Jak króliki
Co roku w Zundert odbywa się Kwiatowe Corso - słynna w Holandii i unikalna parada kwiecistych pojazdów. W ramach miejscowego projektu zorganizowano w 2012 r. wycieczkę grupie około siedemdziesięciu MOE-landers* do hangarów gdzie budowano pojazdy na tą paradę. Relacja Holendra:
"De Zundertnaren en MOE-landers stonden elkaar aanvankelijk aan te gapen als konijnen tegen de koplamp van een auto" czyli po polsku "Mieszkańcy Zundert i Polacy gapili się na siebie jak króliki w światła samochodowych reflektorów". Kompletny brak zrozumienia i zainteresowania. Dwa światy nie mające ze sobą nic wspólnego.
Wiele tysięcy Polaków w Holandii odłożyło swoje życie na później. Gapią się w światła reflektorów i wyciągają swoje własne, królicze konkluzje.
* MOE-land - w skrócie "kraj Europy Środkowo-Wschodniej" ale także słowo "moe" znaczy "zmęczony".
Update z 2012 r.