Solidarność w biedzie?
Powstaje może najbardziej kompromisowy rząd z holenderskiej historii. Z grubsza biorąc biedniejsza połowa społeczeństwa głosowała na lewicę a bogatsza połowa na prawicę. Powstały rząd koalicyjny partii pracy i partii liberalnej proponuje narodowi w kryzysie sporą niwelacje dochodów.
Ci najbiedniejsi najmniej odczują kolejną rundę rządowych oszczędności ale zamożniejsi mają stracić. Rozgrywa się holenderskie zmaganie o własną kasę z poczuciem solidarności.
Z grubsza biorąc w nowym projekcie oszczędności budżetowych zarabiający najniżej, czyli:
- pensje minimalną w wysokości €19 tys. rocznie brutto - ich dochody się nie zmienią.
- pracownik zarabiający statystyczną holenderska średnią, czyli €33 tys. rocznie brutto - mają płacić ok. €300 rocznie więcej premii ubezpieczeniowej.
- zarabiający dwa razy więcej niż średnia krajowa, czyli €66 tys. rocznie brutto - mają płacić aż €1500 rocznie więcej premii ubezpieczeniowej.
Szczególnie ta ostatnia liczna grupa dobrze zarabiających protestuje przeciw drakońskim ich zadaniem podwyżek. Najpopularniejsza gazeta De Telegraaf wielkimi literami na pierwszej stronie wypowiedziała wojnę rządowi Marka Rutte zwąc go "Marxem" Rutte. Członkowie partii liberalnej VVD są wściekli na swojego premiera który zdradził ich ideały (czytaj portfele) idąc na tak głębokie niwelowanie dochodów. Politycy opozycji zacierają ręce martwiąc się o przyszłość "biednych rodzin" z 60-tysięcznymi dochodami jak sobie koniec z końcem zwiążą.
Pojęcie "biedy" jest bardzo względne. Gdy Grecy protestowali przeciw drakońskim cięciom budżetowym Holender wzruszał ramionami martwiąc się tylko o własne konto bankowe. Teraz przyszła kolej na zaciskanie pasa w Niderlandach żyjących także wiele lat ponad stan.
Na szczęście Polacy mieszkający w Holandii nie muszą się zbyt martwić - mało jest takich co mogłoby się wykazać dochodem "2 x modaal" czyli €66 tysiącami.