Zbawienny koniec świata
Nareszcie będzie koniec świata. Co prawda przyjdzie on z niespodziewanego kierunku, od Majów kiedy my już dwa tysiące lat czekamy na obiecany dzień sądu ostatecznego. Obiecanki-cacanki - nikt już nie wierzy w obiecanki Jezusa więc może Majowie wiedzieli to lepiej?
Fundamentem powstania wiary chrześcijańskiej była właśnie obietnica szybkiego końca świata i zbawienie. Choć Jezus daty nie podał to sugerował, że koniec świata przyjdzie szybko i nareszcie skończy się ten nasz padół łez a zaczniemy życie zbawione, w wiecznej szczęśliwości. Oczywiście kto był grzeczny. Także ci pierwsi średniowieczni chrześcijanie mogli iść na pożarcie lwów bez obawy - to i tak miała być chwilowa hibernacja z której po niezwłocznym końcu świata mieli już zapewnioną rezerwację w raju. Z czasem wiara w koniec świata zaczęła upadać, jako, że choć znaków na niebie i ziemi dosyć to jakoś nic się ciekawego nie działo, a my ciągle musieliśmy wstawać bladym świtem do roboty, stać w korkach lub tłoczyć się w pekaesie i żreć się codziennie z koszmarną rzeczywistością bezdusznego świata. Piekło jest ale na raj się nie zanosi. Powstawały i powstają różne odłamy chrześcijaństwa, gdzie próbuje się jeszcze wiarę w koniec świata wskrzesić (czyli w apokalipsę, Armagedon, Dzień Sądu Ostatecznego, itp.) lub ją nawet naukowo wyliczyć - co Świadkowie Jehowy uczynili już kilkakrotnie w XX wieku. Wszystko na próżno.
Jak mało jest prawdziwej wiary w chrześcijanach - ciągle najliczniej zaludniających Europę - jest fakt, że wielu z nich wierzy w kalendarz pogańskich Majów. Ale i ta ich wiara nie jest naprawdę głęboka, bo jakoś nie słychać o masowym likwidowaniu kont bankowych, zwalnianiu się z pracy, sprzedaży nieruchomości i oddawaniu się w te ostatnie tygodnie lub miesiące sprośnym przyjemnościom o jakich marzy każdy mężczyzna gdy wie, że jutro będzie koniec świata. Nie widać facetów dodających gazu na widok fotoradaru, ani faceta dającego znienawidzonemu szefowi w gębę - bo i tak mu już nic nie zależy, ani wyjeżdżającego w wymarzoną podróż dookoła świata aby tą kasę przehulać póki czas.
Filmów o końcu świata widziałem już wiele, ale jest jeden film który naprawdę potraktował koniec świata na serio i dał mi nieco tego przerażającego uczucia pustki po Nas - ten niebywały film Larsa von Trier "Melancholia" polecam obejrzeć w dniu 21 grudnia 2012 roku (niewprawieni w Kinematografii muszą się uzbroić w cierpliwość).