Holender upodabnia się do Polaka
Holendrzy zdają się coraz bardziej upodabniać do Polaków. Coraz mniej w nich pragmatyzmu i tolerancji. Coraz więcej kłótni. Coraz więcej polaryzacji poglądów. Coraz więcej zagubienia. Co wybierać?
Od wieków słyną Polacy w Europie ze swej kłótliwości. Sami o sobie mówimy: "gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania". Nasza klasyka literatury: "Zemsta", "Pan Tadeusz" i "Trylogia" to barwne opisy kłótni i ewentualnie libacji alkoholowych.
Stare holenderskie przysłowie "een poolse landdag" (polski sejmik) używa się pejoratywnie dla określenia dzikiego, niekontrolowanego lub chaotycznego spotkania, obrad czy imprezy.
Tymczasem w ostatnich latach Holender coraz bardziej zaczyna przypominać mi Polaka.
Podziały i kłótnie
Na podobieństwo naszego "gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania" podobne znaczenie ma holenderskie powiedzenie: "zostaw trzech Holendrów na bezludnej wyspie to wyspa się rozpadnie" (zet drie Nederlanders op een eiland en je krijgt een scheuring).
Już 200 lat temu Francuzi mówili o Holendrach:"Jeden Holender to jedna wiara, dwóch Holendrów to kościół a trzech Holendrów to podział kościoła" (één Nederlander is één geloof, twee Nederlanders is een kerk en drie Nederlanders is een kerkscheuring). Holandia słynęła z podziałów religijnych. Świadczy o tym nadal dzisiejsza liczba 648 oficjalnie zarejestrowanych chrześcijańskich wspólnot religijnych (kościołów) w tym kraju.
Brak dobrych drogowskazów
Holendrzy są coraz bardziej zagubieni. Coraz więcej skrajnych wyborów, coraz więcej niepewności jutra. Populizm rośnie w siłę, radykalizują się poglądy. Za dzisiejsze publiczne wypowiedzi dwadzieścia lat temu stawało się przed sądem jeśli w ogóle komukolwiek przyszłoby do głowy mówić takie rzeczy.
Dyrektor banku narodowego z wielką arogancją i uśmiechem potwierdza publicznie swoje wielomilionowe (roczne) zarobki zwalniając jednocześnie i/lub obniżając pensje pracownikom. To wszystko bez zmrożenia oka. Dwadzieścia lat temu nie byłby już dyrektorem. Z ducha społecznej równości nic dzisiaj w Holandii nie zostało.
Wybory stają się rytualna tradycją i w praktyce loterią gdzie skołowany naród głosuje losowo, zupełnie na chybił-trafił na kandydatów którzy przeszli lepszy trening medialny i umieli ładniej kłamać.
Holenderski parlament żyje aferami wyciąganymi z tabloidów a posłowie stroją piórka do kamer telewizyjnych kreując się na celebrytów. W ciągu ostatnich dwóch lat w holenderskim parlamencie liczba klubów poselskich powiększyła się na skutek rozłamów partyjnych z 11 klubów w roku 2012 do 15 w roku 2014. Posłowie opuszczają swe partie ale nie opuszczają ławek poselskich tworząc jedno- lub dwuosobowe kluby bezpartyjne. Rozłam i kłótnia.
Nawet te lampeczki...
25 lat temu w Polsce, w okresie Bożego Narodzenia, irytowały mnie okrutnie te idiotyczne, migające we wszystkich kolorach lampki choinkowe - niczym reklamy kasyna. Dzisiaj idąc spacerkiem po osiedlu, niosąc zakupy z "Groszka" i zakąszając ogórkiem małosolnym, spoglądam w górę w okna świątecznie ustrojonych holenderskich mieszkań - wewnątrz i zewnątrz ustrojonych sznurami ledzików błyskającymi stroboskopowo we wszystkie kolory.
Welkom w polskich Niderlandach!