Gdy dzwoniłem z budki

Rok 1980. Budki telefoniczne stały niemal na każdym rogu ulicy. W Polsce za złotówkę można było jeszcze lokalnie rozmawiać. Bez limitów czasowych. Limitem byli tylko zirytowani ludzie czekający w kolejce do telefonu. Codzienna okazja do awantury pod budką.

Holandia, rok 1980

Holandia 1970

W tym kraju dzwonienie z budki było już limitowane czasowo. O ile pamiętam 3 minuty rozmowy kosztowało "kwartje" (25 centów guldenowych). Ćwiartka guldena miała jeszcze wartość, porównywalną do dzisiejszych 50 eurocentów. Po roku 1985 zaczęto zaopatrywać wózki sklepowe w zamki na monety i jeśli mnie pamięć nie myli początkowo była to też kwartje.

Choć kwartje już nie istnieje to Polska 1970jej nazwa nadal żyje własnym życiem, szczególnie w popularnym powiedzonku typu "...en toen viel het kwartje" - wpadła moneta (w domyśle do automatu) - czyli ktoś coś załapał.

W tych czasach rozmowy telefoniczne z Holandii do Polski były relatywnie bardzo drogie. Rozmowa międzynarodowa w obrębie Europy Zachodniej kosztowała ok. 40 centów guldenowych (€0,18) za minutę ale kraje Bloku Wschodniego miały znacznie wyższą taryfę; ponad 2 guldeny (€1,-) za minutę i do tego taryfa była taka sama dla Polski jak i Bułgarii czy ZSRR co sprawiało koszt telefonowania do Warszawy równy temu do Władywostoku. Rozmowa do Australii lyb Nowej Zelandii była tańsza niż do Polski.

Holandia 1980

Telefonowanie w roku 1980

Dzwonię budki telefonicznej w Holandii do Polski. Wrzucam monetę i zaczynam ostrożnie wykręcać numer zapisany na karteczce; kod kraju, kod miasta, długi rząd cyfr. Dalej czekanie w napiętym nasłuchiwaniu tików przekaźników i wreszcie sygnał. Po chwili osoba oddalona o 1300 km odbiera słuchawkę: "halo?!".

Muszę dodać, że w "bezmobilnych" czasach stacjonarne telefony ludzie jeszcze odbierali, bez voicemail i innych wiadomości głosowych. Gdy nie odbierali - znaczyło, że nie ma ich w domu. 

Ledwie zacznę mówić już sygnał nakazuje mi wrzucić kolejną monetę. Z góry wrzucam ich więc więcej... niestety mój aparat ma akurat "biegunkę" i połowę monet natychmiast wypluwa. Zaczyna się zmaganie z maszyną;Polska 1998 gorączkowo wybieram monety z dziurki i wrzucam ponownie do szparki próbując w tym czasie powiedzieć co mam ważnego do powiedzenia. Rozmowa, nie wiedzieć czemu, się urywa. Powtarzam długi cykl wykręcania numeru. Pomyliłem się; "nie ma takiego numeru". Jeszcze raz ostrożniej... jest! Halo?! Maszyna łaskawie przyjmuje dwie monety a resztę wypluwa. Nie mam więcej monet. Rozmowa zostaje przerwana. Miło było posłuchać babcię.