Owsianka hamuje rozwój polskiego dziecka, czyli polska edukacja oczami holenderskiego nauczyciela
Poniższy artykuł ukazał się 20 sierpnia 2016 r. w BN/De Stem - jednej z dużych regionalnych gazet Holandii. Polskie dzieci oczami holenderskich nauczycieli. Choć kuriozalny argument z owsianką pochodzi od polskiego naukowca, to po reszcie artykułu, warto się zastanowić jak inni nas widzą niż jak my chcemy siebie widzieć. Może nawet mają trochę racji?
Tłumaczenie własne:
Studyjny wyjazd do Polski otworzył oczy haskim nauczycielom.
Papka hamuje rozwój wymowy polskich dzieci
Jeden na trzech polskich uczniów w haskiej szkole podstawowej wymaga terapii logopedycznej. Powodem są m.in. obyczaje żywieniowe.
Haga, 20 sierpnia 2016
W czasie ostatniego wyjazdu studyjnego do Polski nauczyciele haskich szkół podstawowych "Jeroen" i "De Regenboog" odkryli coś dziwnego. Polskie dzieci mają nie tylko trudności z wymową w języku holenderskim lecz także we własnym języku ojczystym. To nie jest więc tylko "zwykłe" opóźnienie językowe cudzoziemców ale istnieją widocznie inne czynniki. Nauczyciele usłyszeli od dr Krzysztofa Gierca, dyrektora i naukowca dużego centrum pedagogicznego w Polsce, że liczba dzieci z problemami wymowy w Polsce rośnie.
Polski pedagog wskazał na kilka fizycznych i społecznych powodów: polskie dzieci jedzą do późnego wieku papki (hol.: pap - papka/kleik, jak kasza manna, owsianka, itp. - prz.tłumacza) przez co zbyt mało ćwiczą ustną motorykę. Oprócz tego coraz więcej rodzin może sobie pozwolić na komputery do gier i tablety zmniejszające możliwości komunikacji rodziców z dziećmi. Część dzieci posiada także lekki niedorozwój mózgowy spowodowany niezdrowym trybem życia matki i zanieczyszczeniem powietrza, szczególnie w okręgach przemysłowych wokół Krakowa.
Zły znak
To wyjaśnia dlaczego polskie dzieci w haskich szkołach częściej niż inne cudzoziemskie dzieci wymagają terapii logopedycznej. Ten wyjazd studyjny pod wieloma względami otworzył oczy haskim nauczycielom. Rozumieją teraz dlaczego polscy rodzice wpadają w panikę gdy nauczyciel proponuje skierowanie ich dziecka do logopedy. W Polsce jest mniej instancji zajmujących się rozwojem dzieci a jeśli już taka jest i się twoim dzieckiem interesuje to jest to zły znak. "Rodzice myślą, że takie skierowanie równa się od razu skierowaniem do szkoły specjalnej - tabu w Polsce" - mówi dyrektor Manuel Veira ze szkoły "De Regenboog" w Hadze. "Nauczyliśmy się, że polskim rodzicom trzeba te sprawy lepiej wytłumaczyć i wyjaśnić jak to działa w Holandii. Skierowanie do logopedy nie musi oznaczać nieprawidłowego rozwoju dziecka".
Ponieważ ilość polskich dzieci w szkole "De Regenboog" wzrosła już do 20 procent, nauczyciele wybrali się z wizytą roboczą do różnych szkół w tym wschodnioeuropejskim kraju. Nauczyciele odkryli przy tym, że edukacja w Polsce jest znacznie bardziej skierowana na indywiduum. Współpraca dzieci w klasie nie jest stymulowana. To tłumaczyło kolejny problem w haskich klasach: polskie dzieci nie umieją dobrze pracować w grupie - nigdy się tego nie nauczyły.
Holenderscy nauczyciele nauczyli się już nie przejmować łobuzerskim zabawom polskich chłopców na placu zabaw. To część polskiej męskiej kultury gdzie oczekuje się od chłopców ostrości i dzielności.
Wszystkie wnioski z tego wyjazdu do Polski ukazały się w grubym raporcie z zaleceniami które mają pomóc nauczycielom w lepszej komunikacji z polskimi dziećmi i ich rodzicami co miałoby prowadzić do lepszej atmosfery w szkole i lepszych wyników w nauce.
Nie przypadkowo 12-letni Kuba, mieszkający w Holandii trzy lata, czyje się w "De Regeboog" nareszcie na swoim miejscu. W poprzedniej szkole nie znalazł zrozumienia dla jego opóźnienia językowego.
"Wyśmiewali mnie" - mówi Polak o tym smutnym okresie. Kuba stał się niepewny i skryty. Jego matka Iwona nie wiedziała co robić" "on nie chciał iść do szkoły".
Najlepszy uczeń
Kubę przeniesiono do "De Regenboog". "Od początku miał tu uczucie, że jest mile widziany". Matka zobaczyła jak w krótkim czasie Kuba z nieśmiałego synka w wesołego i pełnego motywacji chłopca. "Teraz jest on naszym najlepszym uczniem" - mówi dumnie dyrektor szkoły Veira. "Zauważamy to częściej u polskich dzieci, są skryte, muszą poczekać, zobaczyć, a dopiero ostrożnie zdecydować".
Kuba dostaje tygodniowo 8,5 godziny lekcji holenderskiego obok normalnych zajęć szkolnych. Veira: "wiele szkół ma oddzielne klasy dla dzieci z opóźnieniem językowym, ale my jesteśmy przekonani, że dzieci szybciej się nauczą między normalnymi uczniami w klasie. To w klasie rozpoczyna się socjalizacja".
Teraz wszystko w szkole podoba się zadowolonemu Kubie. Chociaż... "szkoda, że nie mogę mówić po polsku w klasie".
tłumaczenie własne,
artykuł Julii Broos, BN/De Stem, 20.08.2016