Sznureczek zwisający z skrzynki pocztowej
Z łezką w oku wspominają starsi Holendrzy czasy gdy ludzie mieli do siebie zaufanie i respekt. Czasy gdy drzwi nie trzeba było zamykać na klucz. To jeszcze nie tak dawno temu. Właściwie do momentu gdy upadł mur berliński.
W grudniu 2016 roku przez Holandię przebiegła emocjonalna fala nostalgii za czasem gdy z każdej skrzynki pocztowej w drzwiach zwisał sznurek. Nostalgiczne wspomnienia wzbudził emerytowany polityk w popularnym programie telewizyjnym. Jeszcze 20-30 lat temu, w latach osiemdziesiątki, można było taki sznurek, zwisający z otworu na listy w drzwiach frontowych, zobaczyć w wielu domach w dużych miastach i małych wsiach.
Sznurek zwisający na zewnątrz, za który pociągając otwierało się zasuwkę i drzwi się otwierały. Nikt nie potrzebował mieć kluczy. Do domu wchodzili tylko dzieci i znajomi. Za sznurek pociągała sąsiadka gdy wchodziła na kawę i pogaduszki i dzieci aby pobawić się z kolegą. Obcy ciągnął lub przyciskał dzwonek, bo dzwonki były często mechaniczne.
Teraz sznurki zniknęły
Dlaczego nikt już nikomu nie ufa? Sąsiad nie ufa sąsiadowi, ale też cały naród nie ufa politykom. Politycy z kolei nie ufają narodowi. Drzwi zamknięte. Alarm włączony.
Sentymenty sprzed 50 lat
Holandia liczyła w 2016 r. ponad 4,5 mln staruszków (55+) - nic więc dziwnego, że coraz więcej tęsknoty za utraconymi czasami gdy wszystko było lepiej. Kraj liczy także 4,5 mln milenialsów dla których czas dopiero zaczął się liczyć.
W sentymentalnych opowieściach o "dawnych czasach" zapomina się o niewygodnych faktach, jak. np. fakt, że w roku 1960 ponad 80% kobiet w Holandii nie pracowało, były zawsze w domu. Wywieszały sznurki bo im się nie chciało po schodach latać jak ktoś do drzwi pukał.
Zza ekranów monitorujemy świat
85-letni pisarz i były polityk z progresywnej niegdyś partii D-66 Jan Terlouw przemówił do narodu w grudniu 2016 r. w popularnym programie DWDD o sznureczkach (touwtjes uit brievenbussen) i nieuchronnej katastrofie ekologicznej w którą nikt tak na serio nie wierzy.