Macedońska husaria
Wiosna i lato 2018 roku były wyjątkowo upalne jak na Holandię. Od pierwszego maja do sierpnia bezchmurnie i sucho. Zupełnie nie-holenderska pogoda.
W tą piękną pogodę spacerowałem z psem po parku - jak codziennie. Podszedł do mnie facet, także z psem. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to mój znajomy z którym pracowałem parę lat ale już 35 lat temu.
Z trudem przypomniałem sobie jego imię; Zoran. Właściwie mówiliśmy wówczas Zorancio. Bo to był młody chłopak z Jugosławii.
W tych czasach (lata 70-80) do Holandii przybyło sporo Jugosłowian do pracy. Większość z nich zostało w Holandii spawaczami w stoczniach. Praca niezdrowa ale dobrze płatna.
Kontynuowaliśmy spacer po parku przywołując stare wspomnienia z czasów gdy byliśmy piękni i młodzi.
Zoran jest rosłym facetem z głosem jak dzwon. Jest bardzo asertywny i otwarty. Bierze życie jakim jest. Zawsze z dużym cygarem między zębami. Rozmawiamy o jego kraju.
Teraz Zoran nie jest już Jugosłowianinem lecz Macedończykiem. Co wcale mu nie przeszkadza aby z rozrzewnieniem wspominać Jugosławię i jej wielkiego przywódcę Tito. Po śmierci Tito nie było nikogo w tym pięknym kraju kto by mógł utrzymać nacjonalistów w ryzach. Kraj musiał się rozpaść.
Okazuje się, że mój stary przyjaciel mieszka blisko parku. Zaprasza serdecznie do domu.
Wchodzimy do ogródka jego domu od tyłu. To zwykły szeregowiec w jakim mieszka większość Holendrów. "Od tyłu" to znaczy "van de brandgang" - korytarz ewakuacyjny miedzy szeregowcami który nie służy do ewakuacji lecz jest konieczny aby dojechać do domu rowerem i zaparkować go w komórce. Ogródek, o typowych wymiarach 6x12 metrów w sporej części zajęty jest przez duże zadaszenie.
Poczułem się od razu na Bałkanach
Pod zadaszeniem czy markizą stał wielki stół, na ścianie wisiał gigantyczny telewizor nadający bałkańską muzykę i sport.
Telewizor odbiera wszystkie kanały świata dzięki cudownemu aparatowi zwanemu "Raspberry Pi". Zoran demonstruje niezliczoną ilość kanałów światowej telewizji.
Słowiańskie klimaty
Na stół idzie piwo ale zaraz po nim staje butelka sznapsu. Ten sznaps robi ojciec Zorana mieszkający Splicie. Kierowcy Tirów dostarczają na zamówienie. Sznaps z winogron. Włosi ten sznaps nazywają grappa. Akurat ta grappa ma 70 procent.
Chcąc czy nie chcąc rozmowa schodzi na aktualny temat nazewnictwa Macedonii. Aktualny temat.
Od czasu rozpadu Jugosławii w 1991 r. jego kraj nazywał się tymczasowo "Była Jugosłowiańska Republika Macedonii" (w skrócie FYROM). Grecy nie mogli tej nazwy ścierpieć, gdyż "Macedonia" miałaby być historyczną prowincją Grecji. W czerwcu 2018 r., po 27 latach potrząsania szabelką oba kraje osiągnęły kompromis. Kraj ma się nazywać Republika Północnej Macedonii.
Następny kieliszek
Zoran wyszukuje na swoim smartfonie mapy Macedonii. Mapy sprzed kilku tysięcy lat. Emocjonalnie udowadnia mi, że kiedyś to wszystko było Macedonią.
No to polej
Zaczyna się namiętny wykład historii Macedonii. Aleksander Wielki czyli Macedoński był Macedończykiem! Mówił (prawie) po polsku!
No to jeszcze po jednym
Imperium Aleksandra Macedońskiego rozciągało się od Adriatyku przez Egipt do Indii. Kleopatra pochodziła z Macedonii. Ci zasrańcy w Grecji muszą się odpieprzyć od naszej Macedonii.
Skąd my to znamy?
Słowiańska krew krąży od Gdańska do Skopje. My też najchętniej opowiadamy cudzoziemcom o Grunwaldzie, Sobieskim i husarii.
A cudzoziemiec przytakuje grzecznie. Swoje wie.