Holenderka w Warszawie
piątek, 26 Styczeń, 2024
Polska się zmienia i stosunek cudzoziemców z Zachodu do Polski się zmienia. Jeszcze 20 lat temu Polska postrzegana była nie inaczej jak jeden z zacofanych krajów Związku Radzieckiego. To już dawno mamy za sobą.
Spostrzeżenia holenderskiej "ekspatki" w która mieszkała w Warszawie od 2018 do 2021 roku.
Co mi się rzuca w oczy żyjąc w Warszawie:
- Rowerzyści w ruchu drogowym, tak naprawdę, nie są brani pod uwagę. Czasami ścieżka rowerowa nagle się kończy, serce mi skacze do gardła, gdy obok pędzą samochody. Najlepiej jest po prostu jechać rowerem po chodniku.
- Wszędzie w zasięgu wzroku widzę "LODY" - jest lodziarnia.
- W porównaniu z Holandią w Polsce kultura w pracy jest bardziej sformalizowana i współpracownicy latami mówią do siebie Pan/Pani.
- Polacy są bardzo kochają rytuały i obchody. Czy to rytuały kościelne czy składane wieńce i palące się świeczki co kilkaset metrów.
- Prawie wszystko jest tu tańsze niż w Holandii, z wyjątkiem wina i piwa specjalnego.
- Uliczni artyści są marnej jakości.
- Podziemne tunele pod ruchliwymi skrzyżowaniami i sklepy z brzydką odzieżą vintage, ciemne sklepy obuwnicze i jasno oświetlone salony fryzjerskie.
- Istnieje wiele zajęć i możliwości spotkań dla expats (szczególnie amerykańskich).
- Oni mają coś z bursztynem. Na Starym Mieście prawie połowa wszystkich sklepów to „świat bursztynu”, w którym sprzedawane są naszyjniki, kolczyki, broszki lub po prostu kamienie luzem.
- Transport publiczny jest doskonały, autobusy kursują punktualnie – choć wszyscy korzystają głównie z Ubera ale rowery Veturilo są na zimę niestety zabierane.
- Woda z kranu nadaje się do picia, ale pachnie trochę chlorem.
- W supermarketach i centrach handlowych jest wszystko, czego potrzeba - łącznie z serem „Edamski” i dziwnym masłem orzechowym.
- Języka polskiego nie da się zrozumieć. Można się wyuczyć trochę słów do podstawowej komunikacji na ulicy ale na przyzwoitą konwersację trzeba lat nauki (to mówi każdy ekspatriant, z którym rozmawiam).
- Warszawa jest bardzo bezpiecznym miastem. Żadnych podejrzanych typków, które hałasują i krzyczą za tobą - przynajmniej ja nie mam z tym żadnego doświadczenia i słyszę, że tak mówi więcej kobiet.
- Jest to czyste miasto: wiele białych budynków i jasnych ulic i w centrum widać niewiele śmieci i brudu.
- Jeśli jesteś w małym supermarkecie, nie musisz się spieszyć: wszystko jest tutaj zrobione w stylu dobrodusznym. Kasjerki rzadko mówią po angielsku.
- Każde polskie dziecko musi odwiedzić Warszawę; taki wyciągam wniosek z licznych klas szkolnych, które codziennie przemierzają centrum. Można ich rozpoznać po zielonych pelerynach, żółtych kamizelkach lub po czerwonych szarfach.
- Wszystko pakowane jest w plastikowe torby. Kobieta stojąca przede mną w supermarkecie poważnie zużyła osiem plastikowych torebek do przechowywania różnych warzyw.
- Ulotki. Przed wieloma restauracjami w centrum ktoś, często starszy mężczyzna lub pani, rozdaje ulotki, jakby to było nic. Często są to reklamy typowo polskich restauracji.
- Typowym polskim daniem są pierogi, czyli dumplings z nadzieniem. Możesz wybrać wariant smażony lub gotowany. Na te pierogi i inne polskie dania idź do Zapiecka; sieć restauracji, w której kelnerki noszą tradycyjne stroje i panuje przytulna ale sztywna atmosfera.
- Warszawiacy są dumni z polskiej kuchni, ale można tu też zjeść dużo dobrego włoskiego jedzenia. I belgijskie (serio: jest mnóstwo straganów z frytkami belgijskimi i goframi). Wszystkie kuchnie pod jednym dachem znajdziesz w Hali Koszyki, warszawskiej hali targowej.
- Parki są tu naprawdę uderzająco piękne, nawet na jesieni. Obowiązkowym punktem zwiedzania są Łazienki Królewskie.
- Po całym centrum rozsiane są ławeczki z muzyką Chopina. Wygląda jak zwykła miejska ławka, ale po naciśnięciu przycisku rozbrzmiewa melodia Chopina. Przemiłe. Zresztą obfitość ławek dla utrudzonego przechodnia jest uderzająca.
- Na ulicy znajduje się wiele tablic informacyjnych, na których objaśniony jest kawałek historii. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo teksty często są tylko po polsku. Wystarczy spojrzeć na lata i zdjęcia.
- Instrukcje użytkowania produktów często nie są tłumaczone na język angielski; są w języku słoweńskim, litewskim i węgierskim.
Przeczytaj także:
- Co mnie uderza w Polsce - oczami Holendra
- Oczami cudzoziemca: jakie są te nasze dziewczyny?
- Jak nauczyłem się całować mężczyzn, czyli Holender w Polsce I
- Ślady społeczeństwa klasowego, czyli Holender w Polsce II
- Z mojego polskiego pamiętnika
- Owsianka hamuje rozwój polskiego dziecka, czyli polska edukacja oczami holenderskiego nauczyciela
- Polskie dzieci w Niderlandach oczami Holendrów
- Polacy oczami cudzoziemca
- Historia tylko polska (oczami cudzoziemca)