Pamiętna noc 14 kwietnia 1912, tuż przed północą

Siedzę w katastrofie sprzed 112 lat ponad pół wieku i swoje o Titanicu wiem. A że zbliża się 115 rocznica rozpoczęcia budowy tego statku, to chyba warto go przypomnieć. Tym bardziej, że jedną z ofiar katastrofy był wysoki rangą przedstawiciel HALu.

Fakty i liczby

• Stocznią, która zbudowała zarówno Olympica, jak i Titanica, był sławny zakład Harlanda i Wolffa.
• RMS Titanic nigdy nie był 'okrętem', tylko STATKIEM. Różnica między 'okrętem' a 'statkiem' polega (mówiąc najkrócej) na tym, że każdy okręt jest statkiem, ale nie każdy statek jest okrętem. Ten ostatni termin oznacza dla nas-hobbistów przede wszystkim jednostki wojenne. Nazywanie przez niektórych 'okrętami' statków pasażerskich lub wielkich jednostek pełnomorskich wprowadza tylko niepotrzebny zamęt. 'Statki' nader często mylą z 'okrętami' nasi tłumacze zagranicznej literatury morskiej (w tym, niestety, dzieł J. Conrada-Korzeniowskiego - np. bark Judea z 'Młodości' jest dla nich 'starym okrętem', a nie 'starym statkiem').  

Titanic - opowieść Wojciecha Mareka Wachniewskiego
Titanic - opowieść Wojciecha Mareka Wachniewskiego ilustrowana jego zeszytami z 1980 r.

• Tak ostatnio lansowany pożar na Titanicu nie wybuchł w żadnej  'ładowni', tylko w ZASOBNI WĘGLOWEJ statku. RMS Titanic, jako rasowy liniowiec pocztowy, ładownie miał niewielkie i nie przewoził w nich niczego, co mogło się zapalić i zagrozić bezpieczeństwu statku.  Wspomniany pożar w zasobni - był to najprawdopodobniej tzw. samozapłon (ang. spontaneous combustion) węgla. Jeśli rzeczywiście miał miejsce, to kierownictwo liniowca - a na pewno jego starszy mechanik, J. Bell - powinno było o nim wiedzieć i nie powinno wyprowadzać statku w morze aż do czasu jego opanowania. Wg niektórych źródeł wspomniany pożar został w trakcie rejsu ugaszony. Węgiel (zwłaszcza pokruszony) jest ładunkiem bardzo niebezpiecznym - drobinki pyłu węglowego tworzą z powietrzem mieszankę (zawiesinę) wybuchową. O sile eksplozji takiej mieszaniny przekonał się na własnej skórze m. in. Joseph Conrad-Korzeniowski (1857-1924), który na początku dziewiątej dekady XIX wieku przeżył katastrofę barku Palestine na wodach Dalekiego Wschodu (a potem opisał ją na kartach swojej 'Młodości'. W maju 1915 roku drugą, potężną eksplozję na trafionej jedną (!) torpedą Lusitanii Cunarda miała również wywołać wstrząśnięta pierwszym wybuchem mieszanina pyłu węglowego w jednej lub kilku pustych zasobniach (tzw. 'bunkrach') kończącego rejs do Europy transatlantyku. W początku lat siedemdziesiątych ub. wieku eksplodująca mieszanina pyłu węglowego i powietrza wysadziła w powietrze pokrywę luku dziobowej ładowni na motorowcu PŻM Górny Śląsk.
• W maszynowni Titanica nie doszło do żadnej eksplozji z tej przyczyny, że nie miało tam co eksplodować. Dopiero przed samym zatonięciem statku, kiedy zalewany kadłub stanął pionowo w wodzie, maszyny w maszynowni lub kotły w kotłowniach mogły się zerwać z fundamentów i runąć w dół. Załoga kotłowni statku, nie chcąc dopuścić do eksplozji, po zatrzymaniu się liniowca w czas wypuściła parę z kotłów, nie dopuszczając w ten sposób do wybuchu.
• Nasz Titanic bywa bardzo często (zwłaszcza w Niemczech) 'kojarzony' z motorowcem KdFu Wilhelm Gustloff. Ten ostatni - nota bene ofiara największej tragedii w całych znanych dziejach żeglugi (której w dodatku nie można nazywać 'katastrofą') - bywa z uporem godnym lepszej sprawy nazywany 'Titanikiem Hitlera' (choć od Titanica był w cuglach lepszy!) Utracony w styczniu 1945 roku Wilhelm Gustloff miał (podobnie jak Titanic) 'siostrzycę' o nazwie Robert Ley. W historii obu pechowych statków występuje podobny epizod, związany z 'podstawieniem' na miejsce każdego z nich 'siostrzycy'. W przypadku Wilhelma Gustloffa i Roberta Leya chodzi o (karkołomną) zamianę nazw obu jednostek: podobno Gustloff (jako Ley) odpłynął jakoby pod koniec wojny do Argentyny, uwożąc w swoich ładowniach 'w siną dal' sławną Bursztynową Komnatę, zaś Ley (jako Gustloff) zginął z hekatombą ofiar niedaleko Łeby, rozpruty sowieckimi torpedami. Z tych dwóch 'podmian' zamiana brytyjskich czterokominowców byłaby zdecydowanie łatwiejsza (oba były niemal identyczne). Statki niemieckie dość znacznie się między sobą różniły.

Titanic - opowieść Wojciecha Mareka Wachniewskiego
Zeszyt Pana Wojciecha Mareka Wachniewskiego z 1980 r.

• Niemal cała dokumentacja fotograficzna w publikacjach fachowych oraz materiałach prasowych i reklamowych, dotyczących obu budzących zrozumiałą sensację olbrzymów - to de facto zdjęcia starszego z tych dwóch statków, czyli Olympica. Nie znaczy to bynajmniej, że RMS Titanic nie został również należycie obfotografowany. Istnieje szereg szeroko znanych zdjęć pechowego liniowca, by wspomnieć tylko sławne zdjęcie transatlantyku ustrojonego (jeden-jedyny raz) w galę flagową, czy fotografie, które na pokładzie statku wykonała p. Kate Odell, ciotka jego młodocianego pasażera Jacka Odella (1900-95), podróżująca wraz z rodziną na Titanicu do Irlandii. Dobrze znana jest też historia jednego z najładniejszych zdjęć, jakie w ogóle zrobiono Titanicowi. Wykonał je z małej łodzi p. Frank Beken 10 kwietnia 1912 roku w chwili, kiedy transatlantyk mijał (bliskie polskim sercom) Cowes na wyspie Wight. Jak niesie wieść, kapitan Smith rozpoznał z wyżyn mostku łódź Bekena i pozdrowił go kilkoma sygnałami okrętowej syreny (rzecz znalazła się na stronicach co najmniej dwóch książek o statku - 'Dziewiczej podróży' G. Marcusa i 'Niezatapialnego' D. A. Butlera). Wspomniana Kate Odell opuściła pokład liniowca w Queenstown, zabierając ze sobą zarówno swój aparat, jak i negatywy, wykonane podczas krótkiego pobytu na statku. Ostatnie znane zdjęcie transatlantyku - też wykonane przez p. Odell? - przedstawia czterokominowiec opuszczający redę portu w Queenstown kursem na otwarty ocean. 
• Nie do końca pomyślano u armatora o bezpieczeństwie pasażerów - w szesnastu drewnianych i czterech składanych (tzw. typu Engelhardt, częściowo brezentowych) szalupach Titanica było jedynie ponad 1100 miejsc, podczas gdy całkowita ilość miejsc pasażerskich wahała się (w zależności od źródła) od 2435 do nawet 2603. Znaczyło to, że przy maksymalnym obłożeniu dla ponad połowy pasażerów statku zabrakłoby w razie niebezpieczeństwa miejsc w szalupach! W rejs wypłynęło na Titanicu (w zależności od źródła) tylko od 1308 do 1323 pasażerów plus niemal 900 osób załogi - miejsc jednak okazało się i w tym przypadku zbyt mało.
• Liczba ofiar katastrofy Titanica waha się (w zależności od źródła) od 1495 do aż 1635 osób. Z morza wydobyto jedynie 323 ciała, pochowane następnie w różnych miejscach, m. in. w Kanadzie. Oto dwa przykłady. J. P. von Felinau w swej 'Tragedii olbrzyma' (1939; ss. 257 i 326) podaje liczbę uratowanych, jako '685 dusz', a liczbę ofiar jako 'dwa tysiące); z kolei kpt. Borchardt w swoim 'Znaczy-Kapitanie' podaje (wyd. XV, str. 149), że w katastrofie na 50 stopniu i 14 minucie długości geograficznej zachodniej zginęło 825 pasażerów i 670 członków załogi statku (czyli 1495 osób). 

Titanic - opowieść Wojciecha Mareka Wachniewskiego

• Na polecenie kapitana Smitha telegrafista Titanica John G. 'Jack' Phillips wysłał w eter pierwsze wezwanie pomocy o godz. 0.15 czasu pokładowego - był to stosowany podówczas powszechnie sygnał CQD. Kolega Phillipsa, młodszy telegrafista Harold S. Bride - zasugerował później przełożonemu nadanie również nowego sygnału SOS (bo to może ostatnia szansa, by w ogóle go nadać).  Phillips i Bride nie byli bynajmniej pierwszymi telegrafistami, jacy nadali owo nowe wezwanie; ten honor przypada Johnowi 'Jackowi' Binnsowi z liniowca Republic.
• Ostatnią pozycję Titanica obliczył po zderzeniu IV oficer statku, Joseph G. Boxhall. Brzmiała ona 41 st. 46 min. N i 50 st. 14 min. W. Boxhall do końca swoich dni bronił tej pozycji, jako właściwej. Wrak statku został znaleziony (w dwóch częściach) w miejscu oddalonym od wspomnianej pozycji J. Boxhalla nieco na wschód. Odkrycie wraku Titanica w  d w ó c h  częściach było dla poszukiwaczy zaskoczeniem, choć potwierdzało relacje licznych rozbitków (m. in. Johna 'Jacka' B. Thayera) twierdzących, że statek rozpadł się przed zatonięciem na dwie części.
• Nieco ponad 13.000-tonowa Carpathia Cunarda, dowodzona przez kpt. A. H. Rostrona - to jedyny statek, który pośpieszył na miejsce katastrofy Titanica i uratował ponad siedmiuset rozbitków. Z pokładu Carpathii nie zwodowano  żadnej z własnych łodzi okrętowych; załoga małego liniowca najpierw podjęła na pokład swego statku wszystkich rozbitków z łodzi Titanica, a potem także same łodzie (które potem literalnie rozpłynęły się w niebycie - nie wiadomo do końca, co się z nimi stało).
• Jedynym statkiem, o którym wiemy na pewno, że był w pobliżu miejsca zatonięcia Titanica w czasie, gdy doszło do katastrofy, jest liniowiec Leyland Line Californian (6223 BRT), dowodzony przez kapitana Stanleya Lorda. Do Titanica Californian nie dostał się nigdy - po rozpoczęciu akcji ratunkowej przez Carpathię znalazł się jedynie W POBLIŻU POZYCJI, NA KTÓREJ CZTEROKOMINOWIEC ZATONĄŁ. Ów Californian  n i e  poruszał się, a leżał na wodzie wśród kry lodowej z zastopowanymi maszynami. Piszący te słowa napotkał też (u von Felinaua) stwierdzenie, jakoby z pokładu Californiana obserwowano Titanica  odpływającego. Warto w tym miejscu dodać, że s/s Californian miał na pokładzie  jednego radiotelegrafistę nazwiskiem Evans; ten ostatni został po pierwszym nawiązaniu kontaktu z Titanikiem potraktowany dość obcesowo, a niewiele później zamknął swoją radiostację i poszedł spać, de facto przesypiając katastrofę. Wspomniany Californian nie był jedynym w rejonie katastrofy. Od czasu do czasu na łamy prasy i na strony Sieci trafiają sensacyjne opowieści o obecności innych statków - jak np. norweskiego statku łowczego Samson, czy niezidentyfikowanego bliżej 'trampa o czarnym kadłubie' - w rejonie tragedii.

Titanic - opowieść Wojciecha Mareka Wachniewskiego

• Wydana po raz pierwszy w 1939 roku w Niemczech powieść austriackiego pisarza Josepha Pelz von Felinau (1895-1978) pt. 'TITANIC. Tragoedie eines Ozeanriesen' wciąż uchodzi za jedną z najlepszych, jakie o tym liniowcu napisano; miała swoje wydanie powojenne we Frankfurcie nad Menem w 1986 roku. W swej książce von Felinau opisał m. in. następującą historię. W Cherbourgu na pokład liniowca wsiada słynny egiptolog, niejaki lord Canterville, z czarnoskórym służącym i bagażem, w którym znajduje się pewna skrzynia. Zadeklarowana jako skrzynia z książkami - jest de facto sarkofagiem egipskiej prorokini z Tal-el-Amarna z czasów '18 dynastii', wydobytym przez wspomnianego lorda podczas jednej z licznych wypraw do Egiptu. Wśród pasażerów Titanica znajduje się młoda Angielka, Eva Stevenson, podróżująca wraz z matką Almą z Wielkiej Brytanii do USA. Podczas podróży lord spotyka się z panną Stevenson i wyjawia jej tajemnicę: panna Eva jest kolejnym wcieleniem wspomnianej prorokini. Sam lord okazuje się przebranym za pasażera I klasy wcieleniem Śmierci. Oboje - lord i panna Eva - giną w katastrofie, zaś uratowana z katastrofy pani Alma zastępuje matkę małemu chłopcu, którego rodzice zginęli.
• Obok historii z mumią/sarkofagiem, z Titanikiem kojarzony był w swoim czasie (bezpodstawnie, jak się okazało) wielki brylant o nazwie 'Hope' (ang. 'nadzieja'). U von Felinaua klejnot nosi nazwę 'Błękitny Diament' i podobnie jak mumia/sarkofag gubi swych kolejnych właścicieli. Jego historię opowiada towarzystwu przy stoliku w salonie pierwszej klasy dyplomata R. Daniel, informując na koniec obecnych, iż 'aktualnym właścicielem klejnotu jest siedzący nieopodal w tym samym salonie amerykański jubiler, pan MacLean'. Jubilera/milionera o tym nazwisku na pokładzie Titanica nie było. Wśród skarbów, które jakoby znajdowały się w sejfie Titanica, miał być również woreczek amsterdamskich brylantów, swoją wartością przewyższający... cały statek razem ze wszystkim na pokładzie!
• O proroczej powieści pt. 'Fatum' z 1897 roku, napisanej przez Amerykanina nazwiskiem Robertson, wspomina również von Felinau w swej 'Tragedii'. Jest to relacja o katastrofie parowca Titan, największego statku pasażerskiego świata, który kwietniową nocą zderza się z górą lodową i tonie ze wszystkimi ludźmi na pokładzie. M. Robertson jest postacią autentyczną, jego powieść również, choć nosi de facto inny tytuł ('Futility', czyli Próżność). Różni się szczegółami zarówno od rzeczywistej katastrofy, jak i tej opisanej przez von Felinaua. H. Hess i M. Hessel, dwaj autorzy książki o Titanicu (Dwa oblicza katastrofy) - wydanej po raz pierwszy w 1989 roku w NRD - informują, iż Robertson jakoby napisał swą powieść m. in. pod wrażeniem katastrofy, jakiej uległ w 1879 roku amerykański parowiec Arizona (było to czołowe zderzenie z górą lodową, po którym Arizona - lubo poważnie uszkodzona - była w stanie kontynuować swój rejs).
• Co najmniej kilka osób zrezygnowało z podróży do USA na pokładzie Titanica pod wpływem przeczuć czy ostrzeżeń (niekiedy dość obcesowych, a nawet nadnaturalnych!!), a jedna z kobiet, uratowanych po katastrofie, opowiedziała później dziennikarzom o współpasażerze, namawiającym ją do 'opuszczenia póki czas' pokładu liniowca. Ponad tysiąc trzysta osób jednak weszło na pokład, jak W. T. Stead, i wiele z nich podzieliło jego los.
• Do akcji ratowania rozbitków z Titanica nie przystąpił żaden z okrętów US Navy, choć tragedia wydarzyła się stosunkowo blisko wybrzeży USA i baz USN. Jednym z pasażerów czterokominowca był adiutant prezydenta Tafta, major Archibald 'Archie' Butt (1865-1912), który zginął w katastrofie.
• Kapitan Titanica nie musiał osobiście kręcić kołem sterowym liniowca (od tego byli sternicy, m. in. R. Hitchens). Nie musiał też osobiście i bez przerwy stać na mostku swego statku. Miał po temu do pomocy siedmiu dobrze przygotowanych oficerów pokładowych z dyplomami Extra Master. Trzej najstarsi z nich - H. T. Wilde, W. M. Murdoch i C. H. Lightoller - trzymali samodzielnie wachty na mostku kapitańskim statku. W tej sytuacji Smith mógł pełnić na Titanicu swą drugą rolę - gospodarza dla pasażerów pierwszej i drugiej klasy. Ten sam kapitan Smith sporo 'namieszał' w obsadzie stanowisk oficerskich na Titanicu, przychodząc bowiem na nowy liniowiec - zabrał ze sobą z siostrzanego Olympica starszego oficera, wspomnianego H. T. Wilde'a. Murdoch i Lightoller zostali w ten sposób zepchnięci na bezpośrednio niższe stanowiska, a D. Blair, przewidziany początkowo na 'drugiego', musiał Titanica opuścić. W obliczu nieuchronnego zatonięcia statku zarówno kapitan Smith, jak i H. T. Wilde najwyraźniej pogubili się, przytłoczeni jej rozmiarami, zaś W. M. Murdoch podobno zastrzelił się krótko przed zatonięciem liniowca. Nie ustalono dokładnie, w jaki sposób kapitan Smith zginął. O Williamie Murdochu wspomniany wyżej von Felinau pisze w swojej 'Tragedii', że pierwszy oficer Titanica zmarł na atak serca tuż po zderzeniu (ss. 154-55), a kapitan po opuszczeniu pokładu tonącego statku odmówił pomocy ludzi z jednej z szalup ratunkowych, do której dopłynął (ss. 241-42). Ciekawe, że żaden z czterech uratowanych oficerów z Titanica nigdy nie otrzymał samodzielnego dowództwa, choć H. G. Lowe'a obwołano bohaterem, a C. H. Lightoller swoją postawą podczas dochodzeń po katastrofie właściwie uchronił armatora pechowego statku przed całkowitą utratą reputacji. Warto dodać, iż kpt. Smith NIE BYŁ (?) JEDYNYM kapitanem, jaki dowodził Titanikiem. Robert D. Ballard w swojej (wydanej również w Polsce) książce o odnalezieniu wraku statku wspomina na s. 228, że gotowy statek odbył rejs z Belfastu do Southampton, prowadzony przez kpt. Charlesa Bartletta (tego samego, który w listopadzie 1916 roku dowodził Britannikiem w jego ostatniej podróży). Podczas prób stoczniowych Titanikiem dowodzić miał kapitan H. J. 'Papa' Haddock. Z drugiej strony autorzy wydanej u nas w 1998 roku 'Nieuchronnej katastrofy' - John P. Eaton i Charles A. Haas - nie wymieniają nazwiska Bartletta w kontekście rejsu Titanica z Belfastu do Southampton.

Cały film z 1958 r. - jedyny, najlepszy i najbardziej zbliżony do faktów tej tragedii.

• Amerykański dziennikarz Walter Lord (mimo nazwiska - nie spokrewniony z kapitanem S. P. Lordem i młodszy od niego o 40 lat) napisał jedną z pierwszych i najbardziej wartościowych książek o katastrofie Titanica pt. 'Pamiętna noc'. Stała się ona kanwą scenariusza najbardziej wartościowego filmu o tragedii, nakręconego w 1958 roku.
• Jeden z pasażerów liniowca, pułkownik A. Gracie (1858-1912), historyk-amator wojskowości, pracował w czasie podróży nad korektą swej książki o historii jednego z epizodów Wojny Secesyjnej, zatytułowanej 'Prawda o Chickamauga', po uratowaniu napisał jeszcze jedną książkę - 'Prawdę o Titanicu'. Wspomniany wyżej J. G. Boxhall był konsultantem przy ekipie realizującej obraz, a w filmie znalazły się m. in. sceny tonięcia liniowca, nakręcone czternaście lat wcześniej w... Trzeciej Rzeszy.
• C. H. Lightoller należał do trzech oficerów uprawnionych do trzymania samodzielnych wacht na mostku Titanica, co równało się de facto dowodzeniu płynącym statkiem.
• Noc z 14 na 15 kwietnia 1912 roku na północnym Atlantyku była bezksiężycowa. Takoż i północny Atlantyk był nocą z 14 na 15 kwietnia 1912 roku gładki niczym stół.
• Fatalna góra lodowa - nie będąc sterowanym pojazdem z napędem - nie tyle zbliżała się, co DRYFOWAŁA na kursie płynącego ku niej z prędkością ponad 22 węzłów Titanica. Górę tę dostrzegł marynarz Frederick Fleet, jeden z dwóch (obok Reginalda Lee) obserwatorów pełniących tej nocy służbę w bocianim gnieździe na fokmaszcie liniowca. Natychmiast zawiadomił o tym mostek, na którym pełnili wachtę I oficer W. M. Murdoch i szósty, najmłodszy oficer nawigacyjny statku - J. P. Moody. Informację z bocianiego gniazda odebrał Moody, przekazując ją natychmiast Murdochowi.
• Do 1913 roku komendy na mostkach kapitańskich lub w sterowniach parowców były wydawane NA KOŁO, a nie NA STER. Ciągi sterowe od kolumny na mostku/w sterowni były ustawione tak, że obrót koła powodował wychylenie steru w PRZECIWNYM kierunku. Wydana przez Murdocha komenda HARD TO STARBOARD była WŁAŚCIWA, a Murdoch się NIE pomylił - chodziło o zwrot statkiem w LEWO i wyminięcie przeszkody PRAWĄ burtą. Sternik ze swej strony mógł jedynie OBRÓCIĆ KOŁO, i zrobił to PRAWIDŁOWO - w  prawo,  tj. tak, że Titanic zaczął wykręcać w  lewo.  Inna rzecz, że Fleet dostrzegł feralną górę zbyt późno - od momentu jej dostrzeżenia do otarcia się o nią prawej burty statku minęło ledwie 37 sekund! 

Titanic - opowieść Wojciecha Mareka Wachniewskiego

...a pomniejszoną kopią 'Olympica' był drugi HALowy 'Statendam'. To znaczy... o mały włos drugi 'Statendam', bo statek został zarekwirowany przez władze brytyjskie i trafił do służby wojennej jako 'Justicia'. HMT 'Justysia' była bardzo solidna w służbie i twarda. Szwaby zatopiły ją sześcioma (!) torpedami w 1918 roku. Gdyby trafiła do HALu, stałaby się największym jego statkiem. Związek 'Justysi' z 'Titanikiem' zaś jest taki, że stary kalosz z Belfastu powinien być sporo mniejszy - co najwyżej, jak 'Justysia', 32-35.000 tonowy. Wtedy nie byłby zatonął w tak żałosnym stylu!! Wielkość okazała się jego piętą Achillesową...

Wojciech Marek Wachniewski
Słupsk, 2024.

Wojciech Marek Wachniewski (ur. w 1956 roku) to słupski tłumacz, kolekcjoner, znawca historii Słupska, żeglugi i wojen morskich oraz związków Pomorza z morzem.