Latający Holender

Saga o "Latającym Holendrze" zawdzięcza swą światową popularność operze Wagnera o tym samym tytule. Film "Piraci z Karaibów" odświeżył nam tą starą legendę o opętanym holenderskim kapitanie van der Decken.

Latający Holender
"Latający Holender" - Michael Zeno Diemer, ok. 1920.

Saga ta ma swe korzenie w czasach holenderskiego "Złotego Wieku" (XVII w.) kiedy to holenderska flota była najpotężniejszą w świecie i tysiące holenderskich żaglowców penetrowały cały świat.

Pierwszy raz ta legenda została spisana w książce angielskiego oficera marynarki Fredericha Marryata który w roku 1837 wydał powieść "The Phantom Ship". 

Klątwa

Żaglowiec kapitana Willema van der Decken wypłynął z portu w Terneuzen (prowincja Zelandia) w roku 1676 zmierzając do ówczesnych Wschodnich Indii (dzisiejsza Indonezja).

Pod Przylądkiem Dobrej Nadziei żaglowiec wpadł w sztorm który trwał aż 9 tygodni. Umęczona załoga błagała kapitana o powrót i schronienie w Zatoce Góry Stołowej (Kaapstad) ale uparty kapitan wpadł tylko w większy gniew. Wyrzucił za burtę szturmana (sternika) z przekleństwem "Bóg czy Diabeł, a ja przepłynę Przylądek - choćbym miał płynąc do dnia sadu ostatecznego!".

Kapitan wypowiedział te słowa w poranek wielkanocny roku 1676.

Od tego czasu żaglowiec-widmo błąka się po morzach i oceanach. Martwa załoga wykonuje w milczeniu swoje prace na pokładzie i nie reaguje na polecenia kapitańskie. Sam kapitan Van der Decken został przy życiu, stoi przy sterze i przynosi nieszczęście każdemu statkowi jaki na swej drodze napotka.

Ostatnie najbardziej wiarygodne spotkanie z Latającym Holendrem miał w roku 1880 gdy to brytyjski książę George, późniejszy król George V,  który wraz z 30 innymi światkami widział przy wybrzeżu Australii staroświecki żaglowiec z czerwoną łuną w żaglach.

Latający Holender

Do czego służyła piracka opaska na oko?

Myślimy, że pirat ma opaskę na oku z powodu straty oka w bitwie. Nic bardziej błędnego.

Prawda jest taka, że pirat często musiał schodzić pod pokład gdzie jest niemal kompletna ciemność. Gdy więc zaglądał pod pokład - przekręcał opaskę na drugie oko. W ten sposób dysponował "noktowizorem" (urządzenie umożliwiające widzenie w ciemności).

żaglowiec duch

Piracki humor

Do tawerny wchodzi pirat - taki jak pirat powinien być: drewniany kołek zamiast nogi, hak zamiast dłoni i czarna łata na oku. 
Usiadł przy barze, zamówił rum. Zaciekawiony gość obok pyta:
- powiedz mi jak straciłeś nogę?
- Na Atlantyku biliśmy się z hiszpańską armadą, armatnie kule latały koło uszu, jedna trafiła mnie prosto w nogę, stąd ta drewniana noga - opowiada pirat i dodaje - pirat nie zna strachu i bólu!
- No a jak dorobiłeś się tego haka? - pyta gość.
- To inna historia, w Zatoce Biskajskiej zbliżamy się do statku i mamy rozkaz go enterować. Przeskakując ręka utkwiła mi między burtami. Straciłem rękę - dostałem hak. Pirat nie zna strachu i bólu!
- To straszne opowieści - dodaje gość - ale jak straciłeś oko?
- To się wydarzyło na Morzy Śródziemnym. Morze było spokojne, piękna pogoda, ja i moi kumple leżeliśmy na pokładzie w słońcu, a tu mewa leci i nasrała mi prosto w oko!
- I od tego straciłeś wzrok?! - pyta zdumiony gość.
- Nie - mówi pirat - ale to była akurat pierwszy dzień gdy mi ten hak założyli!