Koordynator z holenderskiej agencji pracy
Myślę, że jest to najbardziej niewdzięczna posada za granicą jaką można sobie wyobrazić. Tylko dla ludzi mających skórę grubą jak słoń. Praca do 70 godzin tygodniowo za przeciętną pensję i ewentualną pochwałę lub zjebkę holenderskiego szefa i polskiego podwładnego
Słowo Kapo pochodzi prawdopodobnie od włoskiego cappo czyli naczelnik lub niemieckiego KameradenPolizei. Polakom to słowo kojarzy się z obozami koncentracyjnymi II Wojny Światowej. Polscy pracownicy tymczasowi w Holandii używają go chętnie dla swoich polskich koordynatorów. Kapo był więźniem obozu dozorującym innych więźniów. Kapo cieszył się pewnymi przywilejami. W zamian za pełnioną funkcję dostawał m.in. dodatkowe porcje wyżywienia. Kapo miał bardzo dużą władzę nad podległymi więźniami – za pobicie, odebranie jedzenia, czy nawet zabicie więźnia nie był karany. Niektórzy kapo słynęli z dużego sadyzmu, zdarzali się jednak wśród nich członkowie obozowego ruchu oporu.
Niekochany koordynator
Słowem „kapo” nazywają Polacy w Holandii często polskich koordynatorów prowadzący nadzór nad polskimi robotnikami zatrudnionymi w Niderlandach przez holenderskie agencje pracy (ned.: uitzendbueau). Koordynator jest osobą kontaktową, znającą język holenderski i pośredniczącą w najrozmaitszych sprawach między holenderskim pracodawcą i polskimi pracownikami najemnymi. To taki współczesny rządca w majątku pańskim.
Polscy robotnicy zatrudnieni w agencji nie władają z reguły żadnym językiem więc są zdani na łaskę i niełaskę osoby kontaktowej - oficjalnie koordynatora lub z holenderskiego intercedent.
Nie trudno zdobyć przezwisko „kapo” gdy trzeba lawirować między młotem a kowadłem; między holenderskim pracodawcą dającym niezłą prace (bo przynajmniej nie trzeba stać na taśmie 8-12 godzin lub zrywać pomidory) za godziwe pieniądze i między rodakami którzy i tak cię nie docenią, znienawidzą, znieważą, napiszą donos na forum, uważają go za zdrajcę, kapo i folksdojcza, posądzą o krętactwo, kolaboranctwo i obarczą odpowiedzialnością za wszelkie krętactwa pracodawcy. Obarczą go winą za wszystko co im się tutaj nie podoba. Biorąc pod uwagę w jakich warunkach mieszka i żyje polski personel holenderskich agencji pracy, jak są traktowani - to widzę rzeczywiście wiele analogii z hitlerowskimi obozami pracy - tylko, że na miarę XXI wieku.
Kim musi być intercedent - czyli po polsku koordynator?
Agencje potrzebują na to stanowisko ludzi którzy po polsku będą się użerali z ich polskimi pracownikami z którymi Holender nijak nie mógłby się dogadać.
Intercendent musi więc być alfą i omegą, buforem między Polakami a Holendrami. Musi być mieć energiczną i przedsiębiorczą osobowość, podejmującym chętnie wyzwanie i skierowanym na rezultaty.
Charakteryzuje go dyspozycyjność, odporność na stres, nadzór nad polskimi pracownikami, wydawanie i zdawanie samochodów, kontrola i rejestracja kilometrów, kontrola mieszkań, prowadzenie dokumentacji, tłumaczenia dokumentów, kontakt z klientami, pomoc w planowaniu.
Myślę, że jest to najbardziej niewdzięczna posada jaką można sobie wyobrazić.
Będziesz bity dopóki się dasz bić
Oczywiście winni sobie jesteśmy my sami, bo jakiż naród w Europie dałby się tak jak barany prowadzić, do każdej roboty zapędzić i na byle jakiej pryczy przespać - jak to my sobie na to pozwalamy? I te wszytskie upokorzenia tylko dla pieniądza? Holenderski pracodawca nie jest filantropem i gdy się da dobrze zarobić to będzie zarabiał, a na polskiej sile roboczej daje się dobrze zarobić. Potulny charakter przeciętnego najemnego robotnika umożliwia nadużycia.
Jak są traktowani Polacy i czy koordynator zasługuje na to okrutne przezwisko „kapo” - to już sprawa naszego sumienia. Polski chłop pańszczyźniany także nienawidził rządcy ale pana słuchał pokornie.
[update z 2009 r.]