Giełda samochodowa w Holandii
Holenderska giełda samochodowa została przeniesiona w 2012 roku z Utrechtu do Beverwijk ale klimat tej giełdy był podobny. Poniżej relacja z giełdy w Utrechcie w marcowy wtorek, 2011 roku. Słynny Automarkt szczycił się wielką popularnością szczególnie wśród Polaków i język polski na tej giełdzie królował.
To byłą moja pierwsza w życiu wizyta na giełdzie samochodowej. Na samochodach się nie znam, przynajmniej w stopniu charakterystycznym dla "samochodziarzy" gdzie gatunek oleju, typ opony czy nawet rodzaj szamponu do mycia karoserii jest ważny. Patrzyłem na tą giełdę oczami ignoranta.
Giełda samochodowa, marzec 2011
Uciążliwością byłą wczesna godzina. Giełda zaczyna się wcześnie, znacznie za wcześnie jak na holenderskie normy; o godz. 6-tej i najlepszy handel odbywa się właśnie zaraz po jej otwarciu. W marcu do godz. 7-mej jest jeszcze dobrze ciemno. W nawigację wbijam adres giełdy (hol. Automark): ulica: Sartreweg 1, Utrecht. Automarkt leżał niedaleko od autostrady E30 (A28) z Warszawy do Hagi. Najprostsza droga prowadzi przez Hanower, Osnabruck i holenderski Deventer (z Poznania to ok. 880 km i ok. 9 godz. jazdy - zobacz trasę na mapie).
Podjeżdżając w pobliże giełdy należało kierować się drogowskazami na "Veermarkt". W pobliżu służba porządkowa w żółtych kamizelkach kierowała cię w drogę na parking. Trzeba objechać cały teren dookoła aby trafić na parking. Samochód parkuje się na wskazanym parkingu przy samej giełdzie. Pasażerowie muszą opuścić samochód przed wjazdem na parking, w ten sposób giełda próbuje przeciwdziałać nielegalnym transakcjom na parkingu poza oficjalnym terenem giełdy.
Dawniej był to targ bydła o czym świadczy duży napis na głównym hangarze: VEEHANDEL. Na terenie wokół budynku stoją rzędami setki samochodów - jak się dowiaduję, tego dnia około 1600 sztuk. Sprzedawcy to różnej maści drobni handlarze samochodów. Jak widzę są to głównie Holendrzy i trochę Turków czyli typowa "rasa" handlarzy samochodowych, często starszych facetów wyglądających na dorabiających do emerytury sprzedażą jednego lub dwóch starych samochodów z dużym przebiegiem, gdzie marże zysku są stosunkowo niewielkie. Takie samochody nie są atrakcyjne dla salonów i komisów w Holandii.
Z reguły samochody z przebiegiem od ok. 200 tys. km idą na eksport do Wschodniej Europy. Gdy są jeszcze starsze jadą do portu na statek i eksport do Afryki.
Wybór typów samochodów jest wyraźnie pod publiczkę "Oostblokowców" czyli Polaków, Rumunów, Bułgarów, Litwinów; duże samochody zwane w Holandii popularnie "leasebakken" (auta po leasingu) czarne lub granatowe. Duże auta, jak na holenderskie warunki. Często 6-8-letnie samochody dyrekcji z sporym przebiegiem. Volkswagen, Opel, Audi, Volvo, Seat. Nie widziałem tam Opla Corsy, Volkswagena Polo lub Ford Ka - czyli typowych samochodów na holenderskich osiedlach.
Klienci także wyglądali mi na jedną rasę; tej samej postury, podobnie ubrani faceci w wieku 40-50 lat z rozbieganymi oczami, w ekstazie zakupów i gorączkowym pośpiechu. Z odgłosów na placu dało się wyraźnie odróżnić dwa słowa: "kolega!" którym sprzedawca przywołuje potencjalnych kupców i staropolskie "kurwa" wypowiadane przez klientów z każdym oddechem.
Plac jest domeną mężczyzn, oprócz kilku pań w okienkach administracji gdzie sprzedawcy i kupcy załatwiają formalności przepisania rejestracji i zaopatrzenia się w białe tablice eksportowe. Na placu kobiety nie znajdziesz. Setki mężczyzn ocenia swoim fachowym okiem samochody komentując ich stan, okiem znawcy wypatrują usterek, świecą latarką pod koła, zaglądają pod maskę i targują się w przedziwnym języku polsko-niemiecko-holendersko-rosyjsko-angielskim. Najważniejsze są liczby: wie viel, tausend, hundred, sorok, pięć, service book, przegląd TÜV-APK, itp. Z moich szacunków 80% to kupujących to Polacy a reszta rosyjskojęzyczna.
Samochody stoją często z włączonymi światłami, co ma chyba pokazać ich witalność czyli sprawność elektryczną. Terkoczą włączone motory, co nie wiem czemu ma służyć poza tym, że rozgrzany ropniak chodzi nieco "elastyczniej".
W taki wtorkowy dzień 2011 roku na placu stoi około 1600 samochodów i według pracownika sprzeda się w ten dzień ok. 600 samochodów - co nie jest źle, bo w latach 2009-2010 interesy szły kiepsko i sprzedawano nieraz tylko 200 samochodów dziennie. Najlepsze czasy przeżywała giełda przed rokiem 2009.
Niektórym sprzedawcom udaje się w ten dzień sprzedać kilka samochodów, inni są szczęśliwi jak sprzedadzą jeden. Z plikami żółtych tablic rejestracyjnych udają się do biura gdzie załatwia się formalności, zdają oryginalne tablice i po opłaceniu wszystkich kosztów (ponad 150 euro) nowy nabywca otrzymuje białe tablice na których ma dwa tygodnie czasu opuścić Holandię. Niektórzy kupcy działający na większą skalę zabierają kupione auta na lawety. Są też grupki kolegów zrzucających się na wypad do Holandii po zakup swojego wymarzonego autka. Za równowartość 10 tysięcy złotych można z tego placu wyjechać wypucowaną, pięknie lśniącą limuzyną, po czym pod wrażeniem rozpocząć podróż powrotna do domu swoim nowym samochodem a może to być nie byle co bo np.: Opel Omega, Volkswagen Passat, Ford Mondeo, Audi A4, Peugeot 406, Renault Mégane lub Volvo S70. Dla każdego się coś znajdzie.
Spacerując między szpalerami prezentowanych samochodów widzę, że są to w zdecydowanej większość samochody około 10-letnie, pochodzące z leasingu, także często ropniaki o (jak na holenderskie normy) tak dużym przebiegu, że praktycznie nie do sprzedania w Holandii, ale na tyle dobre, że nadają się na eksport do krajów Europy Wschodniej i Afryki.
W tych krajach cena roboczogodziny jest na tyle niska, że opłaca się starszy samochód naprawić, wyklepać uszkodzenia, wymienić części, nie mówiąc już o praktykach cofania liczników. Samochody jeżdżące po dobrych holenderskich drogach nie są "rozklekotane" i na ogół w znacznie mniejszym stopniu zużycia niż ich rówieśnicy w Polsce, co ciągnie za sobą pokusę łatwego zarobku poprzez cofnięcie licznika o 100 lub nawet 200 tysięcy kilometrów (zobacz przykładową tabelkę przebiegów). Bo któż by w Polsce posądzał 5-letniego Passata o stan licznika 300 tys. km - o to nie jest wśród leasbakken (samochodów z leasingu przedsiębiorstw) nic dziwnego.
Holenderskie samochody są wiec na tyle atrakcyjne aby znajdowały nabywców na giełdzie w Utrechcie. W końcu ich atrakcyjność określa głownie cena. A ceny na giełdzie są atrakcyjne, z reguły w granicach 1000 do 3000 euro. Zapewne można z tego jeszcze coś utargować.
Dwie godziny po otwarciu giełdy większość tragów już jest ubita. Mężczyźni ustawiają się w kolejce do okienek aby załatwić formalności w VWE (urząd rejestracji pojazdów) niezbędne do wywiezienia samochodu z Holandii. Obok w kantynie można coś zjeść i napić się coś gorącego. Jeszcze tylko trzeba odebrać papiery i przykręcić białe blachy do nowego wozu.
Na placu robi się pomału coraz spokojniej. Jedni podliczają swoje wydatki a inni zarobki. Każdy zrobił dzisiaj dobry interes. Pod kilkoma smażalniami ryb na terenie giełdy zbierają się holenderscy handlarze na porcję kibbeling czyli smażoną rybkę na drugie śniadanie.
Te kilka godzin wtorkowego handlu samochodami przywodzi mi na myśl zaułki dystryktu czerwonych latarń w Amsterdamie. Tak jak w Amsterdamie wabią przechodzących facetów dziewczynki na wystawie tak na placu targowym wabią lśniące limuzyny i nawoływania "kolega!". Potencjalni kupcy chodzą między tym towarem w lekkim podnieceniu. Cóż może mężczyznę bardziej podniecić jak nie kobieta lub samochód? Nie jestem przekonany, że ci kupcy w swoim zapale są w stanie obiektywnie ocenić wdzięki pożądanych samochodów. Testosteron dokonuje wyboru.
Czy opłaca się kupować samochody na giełdzie w Holandii?
Jako laik nie mogę z całą pewnością na to pytanie odpowiedzieć. Nie mam porównania jakości i cen na polskich giełdach czy komisach. Z własnego doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że kupno 10-letniego samochodu z przebiegiem 300 tys. kilometrów wiąże się zawsze z ryzykiem. Nikt nie da gwarancji, że taki samochód się nie zepsuje po wyjeździe za bramę giełdy, ale jednocześnie równie dobrze ten samochód będzie jeździł jeszcze bezawaryjnie kilka lat. Pecha zawsze można mieć i zawsze można trafić na pechowy egzemplarz lub nieuczciwego sprzedawcę.
Z reguły nieuczciwym sprzedawcą jest każdy handlarz samochodami ale znając holenderskie realia - cena pracy jest tutaj tak wysoka, że przeciętnemu handlarzowi nie będzie się opłacało włożyć więcej pracy w taki samochód (bo to się nie zwróci przy tak małych cenach) jak tylko tyle aby go dobrze wypucować. Reszta należy od szczęścia i fachowość kupca. Nie ma dobrych czy złych samochodów z 300-tysięcznym przebiegiem. Każdy z nich musi się czasami zepsuć.
Myślę, że gdybym sam miał mało pieniędzy też bym na tej giełdzie spokojnie kupił samochód. Na zasadzie prostej kalkulacji ryzyka. Wliczając do wytargowanej ceny ok. 1000 euro własnego ryzyka. Bez naiwnej wiary, że trafiłem na świetną okazję. Wiem, że na tej giełdzie mogę kupić (dla przykładu) Volkswagen Passat 1.9 TDI, rocznik 2000, za 2000 euro lub pójść do salonu Volkswagena i kupić ten sam model za 8000 euro z trzema miesiącami gwarancji i nieco mniejszym przebiegiem. Te 6000 euro różnicy to jest cena mojego zaufania.
Giełda w Utrechcie już nie istnieje, przeniesiona została do Automarkt Nederland w miejscowości Beverwijk.
Nowa giełda samochodowa przeniesiona do Beverwijk za Amsterdamem
Automarkt w Utrechcie planowano zamknąć już w roku 2008. Następnie powstały plany przeniesienia go w inne miejsce, bo jak mówią nieżyczliwi; tłumnie zjeżdżający się tam co wtorek Oostblokowcy (czytaj: obywatele byłych krajów komunistycznych) bardzo utrudniali życie okolicznym mieszkańcom. Nowej lokalizacji ciągle nie można znaleźć bo każda propozycja napotyka na czyjś sprzeciw. Holandia jest gęsto zaludnionym krajem i trudno znaleźć tak dużą lokalizację targowiska które by nie przeszkadzało nikomu.
Giełda z Utrechtu przeprowadza się po 3 kwietnia 2012 na tereny parkingowe koło słynnego bazaru w Beverwijk (za Amsterdamem)
Car Market Beverwijk
adres: Ringvaartweg 7, 1948PE Beverwijk [mapa dojazdu]
Koniec giełdy samochodowej
20 lat temu co dziennie o świcie tłumy Polaków stały pod bramą giełdy samochodowej w Utrechcie, kupując tam różne graty. Na miejscu można było załatwić wszelkie formalności eksportowe i wracać do kraju. Na przełomie wieków, na handlu samochodami z Zachodu można było dorobić się w Polsce małej fortuny. Głód samochodowy był olbrzymi. Giełda przeniosła się w 2012 do Beverwijk ale internet i pandemia covid-19 ją wykończył. Zainteresowanie takim handlem spadło do zera. Giełda przestała istnieć w grudniu 2021 r.
Przeczytaj także:
- Więcej szczegółów o giełdzie samochodowej w Utrechcie na Wiatraku.
- Masa praktycznych informacji Wiatraka związanych z kupnem samochodu w Holandii.
- Wiatrakowy poradnik jak kupić samochód w Holandii?
- Wyszukiwarki samochodów w Holandii.