Drożdżowa historia alkoholowa
O historii alkoholu można pisać grube książki. Ja spróbuje potraktować temat lekko, omijając wszelkie mity i legendy a przede wszystkim obalając kłamstwa jakimi bardzo chętnie lubimy się karmić pociągając z butelki. Nie polecam czytać na trzeźwo.
Pochwała drożdży
Już tysiące lat temu ludzie odkryli, że wszystko się kisi. Owoce i warzywa, zboże i ziemniaki, cokolwiek, gdy jest mokre i ma dość ciepło zaczyna się kisić.
Choć my tego nie zauważamy, to jednak w tym momencie pięć kwintylionów bakterii na Ziemi stale szuka pożywienia.
Nie moglibyśmy istnieć gdyby nie te kilka kilogramów bakterii jakie nosimy w swoim ciele.
Kubełek mokrych śliwek lub żyta wystarczy aby bakterie zabrały się do żarcia. A jak sobie pojedzą to muszą się "wysikać". Więc w zależności od gatunku bakterii i warunków kiszenia bakterię sikają kwasem, octem lub właśnie alkoholem. Nazywamy to elegancko fermentacją.
Istnieją tysiące kultur drożdży, bakterii (mikroorganizmów) bez których nie mielibyśmy chleba, sera, kiszonej kapusty, piwa, wina i miliona innych smakołyków.
Drożdże winne
Najszybciej i najprościej fermentują winogrona. Wystarczy je trochę pognieść i zamknąć w naczyniu a po paru dniach jest wino. Podobnie jęczmień którego produkt fermentacji nazywamy piwem. Oba te produkty są stare jak świat (czyli ok. 6.000 lat) i pochodzą z Mezopotamii. W tym gorącym klimacie Bliskiego Wschodu zebrane winogrona łatwo zamieniały się w sfermentowaną masę i zapewne jakiś spragniony chłop z braku wody łyknął tej zakisłej substancji co mu ugasiło pragnienie a do tego poprawiło humor. I tak się zaczął sukces alkoholu.
Fermentujące winogrona dość łatwo zamiast w alkohol zamieniają się w ocet dzięki bakteriom "sikającym octem" - gdy im za ciepło i mają za dużo powietrza. Nic więc dziwnego, że w tych ciepłych południowych krajach używają do potraw dużo octu bo im się wino często nie udawało, a ocet w sumie w smaku podobny tyle, że w głowie nie kręci. Mocno rozcieńczony ocet z ziołami był w czasach rzymskich popularnym napojem orzeźwiającym legionów o nazwie "posca" dlatego Jezus na krzyżu dostał ten octowy napój na gąbce nie dlatego aby go męczyć lecz orzeźwić.
Co zawdzięczamy Arabom?
Gdy nastały czasy nowożytne rozwijać się zaczęły nauki ścisłe. Arabowie wynaleźli wszystko co się zaczyna na litery "AL". Wynaleźli więc Algebrę, Alchemię, Aladyna, Alergię, Alimenty, Allacha, Almanach, Alpagę, Altanę no i... Alkohol! Arabscy alchemicy w poszukiwaniu kamienia filozoficznego - czyli jak tu zamienić gówno w złoto - przypadkowo odkryli metodę destylacji alkoholu. Aparat do destylacji po wsze czasy nazywa się alembik lub alambic choć jakoś ten miedziany kociołek do Polski nigdy nie dotarł bo i pewnie miedź była droga więc polscy chłopi zadowolić się musieli bańką po mleku.
Od wczesnego średniowiecza po całej Europie rozlała się moda na pędzenie gorzały. Destylowany alkohol ma wiele zalet:
- nie psuje się, w przeciwieństwie do wina w beczkach (a butelki z kapslem nie było)
- zabiera znacznie mniej miejsca niż wino (czyli jest łatwiejsze i tańsze w transporcie)
- 'kręci" podobnie jak wino czy piwo a nie trzeba sobie tak brzucha rozpychać.
- jest bardzo tani w produkcji, bo najprzedniejsza gorzałka nie kosztuje w produkcji więcej niż 1€ za litr.
Jako ciekawostkę mogę podać, że najtrudniejszym procesem produkcji alkoholu jest metoda champagne, a mimo to wyprodukowanie szampańskiego wina w Szampanii nie jest więcej warte niż 2-3 euro.
Okowita z beczki
Z braku innych możliwości alkohol przechowywano w beczkach. Amfory już wyszły z użycia a plastikowych kanistrów jeszcze nie wynaleziono. Dlatego do dziś dnia powszechny jest mit, że alkohol przechowywany 10 lat w śmierdzącej dębowej beczce jest smaczniejszy niż ten z kotła z nierdzewnej stali. Aby ten mit utrzymać dosypuje się ścinków dębowych przy warzeniu wina abyśmy czuli się nie oszukani.
Producenci gorzały szybko odkryli, że można ludziom wciskać bajer a oni to kupią a nawet zapłacą lepszą cenę. Im bardziej wyszukana historia tym lepsza cena. Im wyższa cena tym bardziej nam smakuje.
Smak to marketing!
Francuzi mieli zawsze pod dostatkiem winogron i wina, więc część "przepędzili" przez alembik i nazwali to wdzięcznie cognac lub armagnac z rożnymi gwiazdkami i tajemniczymi skrótami VSOP co znaczy po prostu stara gorzała. Produkt z dobrą legendą sprzedaje się lepiej. Zresztą nawet z jabłek robi się calvados też z solidną ceną.
Śladem Francuzów poszli Szkoci tylko, że winnice u nich kiepskie więc "pędzą" alkohol z jęczmienia którego akurat mieli najwięcej pod ręką, zwąc swój bimberek whisky czyli dosłownie "woda życia". Szkoci dorobi łyskaczowi także bujną filozofię i dzisiejszy ich produkt z alembika kupić można w setkach gatunków i cen a ludzie za nimi szaleją.
Niechcianym faktem jest, że każdy alkohol służy do odurzania, do poprawiania humoru, dodawania animuszu, poprawiania życia seksualnego i jest najpopularniejszym narkotykiem. A te wszystkie bajery o "malt 12 year old fine oak" służy nam do podreperowania sobie statusu.
Najważniejszą regułą jest aby alkohol poleżał parę lat w dębowej beczce co podwaja mu cenę i podnosi popyt. Zachodzę w głowę jak to możliwe aby w każdym wiejskim sklepiku na całej kuli ziemskiej można było kupić 18-letnią whisky gdy 18 lat temu nie stać było kupić taki napój na wschód od Odry aż do Władywostoku i Pekinu - czyli coś ok. 2 miliardów nowych konsumentów.
Oda do samogonu
W Polsce najbardziej pod ręką chłop miał ziemniaki i żyto więc nasza swojska "woda życia" (aqua vita) jest nieco inna, podobna w smaku do innych bimbrów jak bałkańskie śliwowice, niemieckie sznapsy i egzotyczne grappy i tequile.
Dębowe beczki były w Polsce rzadkością bo wszystkie szły na eksport na Zachód a co zostało potrzebne było do kiszenia kapusty i ogórców na zimę - bo jednak samą wódką żyć nie można - więc polska gorzała jakoś się żadnej ideologii nie dorobiła. Niektóra jest "Dębowa" jest tylko z nazwy i każdy gorzelnik na świecie może wódkę produkować co zresztą Polacy uwielbiają i przepadają za wódkami z Finlandii, Holandii i Ameryki aby tylko nie była nasza. Tymczasem przyzwoity bimber nie jest gorszy od grappy, tequili czy innego sznapsa.
Sama wódka - nie wiedzieć czemu - destylowana jest aż tak dokładnie, że żadnego smaku w niej nie zostaje (w przeciwieństwie do szkockich, francuskich i bimbrowniczych produktów) i w zasadzie idealną wódką jest chemicznie czysty, stuprocentowy alkohol etylowy rozcieńczony źródlaną wodą do 30-60%. Producenci nawet się szczycą na etykietkach zapewnieniami, że była dwa-trzy-sześć razy destylowana.
Polak kręci nosem na swojskie domowe bimberki bo charakter ma taki - jak Słowacki mówił: "Polska pawiem i papugą narodów". Bimber pachnie nam wiochą, a wiochy strzeżemy się jak ognia. My paryżanie.