Nieoficjalna historia żołnierza - wyzwoliciela Holandii
W październiku 1944 roku polscy żołnierze z dywizji pancernej generała Maczka wyzwolili holenderskie miasto Breda. Poważnych walk w samym mieście nie było, gdyż Niemcy umknęli już wcześniej. Triumfalny wjazd kolumny pancernej Polaków do Bredy był wielkim wydarzeniem dla jej mieszkańców.
Wbrew oficjalnej Historii, wielu polskich żołnierzy walczących w czasie IIWŚ na Zachodzie nie chciało wrócić do Polski z takich samych powodów, z jakich nie wraca wielu Polaków dzisiaj. Zachód był atrakcyjniejszy niż ich rodzinne strony. Co prawda ta atrakcyjność szybko im zrzedła w demobilu.
Przywitanie wyzwolicieli
Lepiej poinformowani mieszkańcy miasta spodziewali się już na kilka dni dni wcześniej, że będą wyzwalani przez Polaków, więc na ich przywitanie dzieci w szkole uczyły się śpiewać "jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy" a dorośli sporządzali plakaty pisane po polsku i rozlepiane w szybach okien: "DZIĘKUJEMY WAM POLACY".
Wjeżdżających na wozach pancernych Polaków witało całe miasto. Mieszkańcy wybiegli na ulice witać żołnierzy, machali chorągiewkami, wiwatowali i nieporadnie wołali "dziękujemy wam Polacy!". Dziewczyny uśmiechały się serdecznie i zapraszały żołnierzy do domów gdy ci w zamian rozdawali amerykańskie papierosy i czekoladę.
Dumni żołnierze mieli miasto u swych stóp. Za mundurem szły panny sznurem.
Pół roku w raju
Pół roku, od października 1944 do kwietnia 1945, polscy żołnierze stacjonowali w Bredzie serdecznie goszczeni przez mieszkańców miasta. Zakwaterowani byli po domach mieszkańców Bredy. Żołnierze używali życia wśród gościnnych mieszkańców. Młodzi chłopcy szybko poznali miejscowe dziewczyny. Rodziły się romanse. Breda była gościnnym domem dumnym ze "swoich Polaków".
Rok później setki tych żołnierzy po demobilizacji powróciło do Bredy na zawsze. Żenili się z holenderskimi dziewczynami. Zakładali polsko-holenderskie rodziny. To był unikalny moment gdy polscy mężczyźni żenili się z Holenderkami.
Ale tu bajka się kończy. Nie wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Życie w pokoju nie jest aż taką przygodą jak wojna. [zobacz także tą historię polskich wyzwolicieli Holandii >>> ]
Historia polskiego żołnierza
Podobnie jak amerykańscy żołnierze wracający z wojny w Wietnamie, Iraku lub Afganistanu nie mogą często wrócić do "normalnego życia" podobnie wielu polskich żołnierzy walczących na wszystkich frontach II wojny światowej miało z tym problemy w czasach pokoju. [przeczytaj wspomnienia mieszkańca Bredy z czasów okupacji i wyzwolenia >>> ]
Dopełnianie strat
6 czerwca 1944 r., w dniu lądowania w Normandii, 1. Polska Dywizja Pancerna liczyła 16.000 ludzi, 381 czołgów Cromwell, Churchill i M4 Sherman, 473 dział i ponad 4000 pojazdów. Pierwsza polska brygada pancerna, wchodząca w skład 1. Kanadyjskiej Armii, weszła na kontynent w Normandii między 20 lipca i 5 sierpnia 1944 r. Po ciężkiej bitwie pod Falaise w Chambois (2300 poległych żołnierzy) generał Maczek maszerował z Pierwszą Polską Dywizją Pancerną w kierunku Belgii, wyzwalając wiele wiosek i miast północnej Francji, takich jak Abbeville i St. Omer. Straty w ludziach na bojowym szlaku dopełniano z Polaków znajdujących się na wyzwalanym obszarze.
Polacy wchodzący w skład alianckiej dywizji pancernej tworzonej w 1942 roku w Anglii pochodzili z bardzo różnych regionów i kultur. Polacy na przymusowych robotach z terytorium Francji i Niemiec, ze Śląska, dezerterzy i do niewoli wzięci jeńcy Wermachtu, jak i z polskich Kresów; wiejskiej, zacofanej ludności m.in. z Wołynia i Podola. Polska flaga łączyła w istocie bardzo różnych ludzi z różnych światów. W trakcie działań wojennych w szeregi polskich oddziałów włączano także liczną rzeszę polskich dezerterów i jeńców Wermachtu. Wielu trafiło na Zachód już przed wojna, bo jak mało kto wie, już w latach trzydziestych XX wieku w Polsce działały agencje pracy rekrutujące robotników do pracy w kopalniach i hutach północnej Francji, Belgii i Holandii.
Bardzo różnymi drogami Polacy trafiali do brytyjskiej armii. Dla niejednego dopiero armia dawała możliwość nauczyć się czytać i pisać. Po raz pierwszy dostali od armii buty i porządne ubranie.
Armia karmiła i dawała karabiny czyniąc z żołnierzy Panów Życia i Śmierci. Wojna daje żołnierzom przywileje jakich w czasie pokoju nikt nie ma.
Wojna była wielką przygodą składającą się w praktyce z kilku lat koszarowania, regularnego żołdu, zabawy w Szkockich pubach i tylko kilku akcji na froncie w których co prawda można było łatwo stracić życie ale to tylko tym bardziej podnosiło atrakcyjność męskiej przygody. Biedny chłopak z Ukrainy, latający boso za gęsiami, pracujący mozolnie na roli, który nigdy nie widział samochodu, nie znał elektryczności, żyjący w lepiance z pustą komorą na przednówku - nagle, przez los historii - stał się szanowanym człowiekiem w alianckiej armii gdzie obchodzono się z nim jak z paniczem. Jechał w pięknym mundurze z karabinem na stalowym rumaku, rozdawał wiwatującym ludziom smakołyki a dziewczyny zalotnie puszczały do niego oczka.
Demobilizacja
Ci półbogowie defilowali jeszcze triumfalnie 11 listopada 1945 roku, przez całą Bredę, z okazji polskiego święta niepodległości, ci bohaterowie którym pozwalano na wszystko aby się tylko bili i ginęli za ojczyznę (waszą czy naszą - nie grało roli) trwali w takim stanie uniesienia długo... aż do momentu demobilizacji.
Kończyła się przygoda i wszyscy powrócili do swoich normalnych zajęć czasu Pokoju. Do odbudowy. Ale gdzie miał wrócić ten parobek z Wołynia? Zachód był zbyt atrakcyjny aby się chciało wrócić do lepianki na Wschodzie a przy tym miało się też wygodny argument że "mój dom" wpadł w ręce komunistów i powrotu nie ma. Wielu jednak wróciło, ale o tych oficjalna historia woli nie wspominać.
Do holenderskiej fabryki
Zdemobilizowani żołnierze z pierwszej dywizji pancernej pod dowództwem generała Maczka w większości wybrali Zachód. Tylko część wróciła do Polski. Część młodych chłopaków - którzy mieli tak fantastyczne wspomnienia z zimowego pobytu w Bredzie (tych rozkochanych dziewczyn co szły sznurem za mundurem) - osiedliła się w tym mieście. Pobrali się. Po ślubie holenderski teść zatroszczył się o pracę dla byłego żołnierza. Jaki miał zawód? W życiu nauczył się strzelać i krowy doić. Więc poszedł do pracy w lokalnej fabryce jako niewykwalifikowany robotnik. Do ciężkiej pracy.
Niezrozumiani ludzie z nierozumianego kraju
Realia codziennego życia w holenderskim domu dalekie były od wojennej przygody. Zderzenie kultur nastąpiło szybko. Dla Holendrów byli to niezrozumiani ludzie z niezrozumianego kraju. Także język był długo - a czasami zawsze - barierą nie do przebycia. W tych czasach cudzoziemcy byli nowością w Bredzie. Jak mawiał jeden z 'maczkowych' kombatantów: "my byliśmy tutaj pierwszymi Turkami" (mając na myśli tureckich gastarbeiterów z lat siedemdziesiątych). Zdarzało się, że dzieci z tych żołnierskich rodzin były wyzywane na podwórku szkolnym od "brudnych Polaków".
Wielu byłych żołnierzy żyła głęboko nieszczęśliwie, osaczona holenderską rzeczywistością, z holenderską żoną, rodziną żony i holenderską pracą w fabryce. Niektórzy tego nie wytrzymali; uciekli do Polski, lub do Ameryki. Niektórzy popełniali samobójstwo.
Na szczęście w Bredzie mieszkało około 260 kumpli z oddziału więc mogli wspólnie leczyć słowiańską duszę przy kartach, wódce i nocnych pogaduszkach. Spotykali się także w "polskim kościele" chociaż jak to Polacy; szybko potworzyły się wrogie sobie ugrupowania i bijatyki pod kościołem nie były inne jak na polskiej wsi. Poza tym Polacy byli głęboko podzieleni; ze względu na pochodzenie i przekonania polityczne.
To nie jest historia która pasuje do książek historii, oficjalnych uroczystości rocznicowych i reportaży jak ten poniższy.
- Zobacz ten cenny dokument zrealizowany w roku 2011 przez studentów z Bredy: Gdy głos mieli Polacy
Pozostała legenda
Polscy żołnierze mieszkali w Bredzie 60-70 lat. Już niemal wszyscy wymarli. Obecnie na cmentarzu honorowym odbywają się coraz świetniejsze obchody wyzwolenia miasta.
Polska Breda po wojnie
- 29 października 1949 r., W piątą rocznicę wyzwolenia, odsłonięto polski pomnik z dwoma walczącymi orłami w parku Wilhelminapark, autorstwa B.M.A. Ingen Housz. Pomnik jest oficjalnie zabytkiem narodowym ze względu na jego znaczenie dla Polaków.
- Już 30 listopada 1944 roku zdecydowano się zmienić nazwę ulicy Molengrachtstraat - którą wkroczyli Polacy do Bredy na "polską Drogę" (Poolseweg). Później, w 1964 r., ulicę gruntownie przebudowano nadając jej części nazwę "Ulica Generała Maczka" (Generał Maczekstraat).
- W latach 1948-1951 w budynku przy Torenstraat 17 znajdował się Dom Polski (Het Poolse Huis), zwanym przez mieszkańców polską kantyną. Obok wejścia do budynku znajduje się nadal niewielki ceglany kafelek, na którym widać Polską Madonnę z dzieckiem. Był to rodzaj domu klubowego PTK (Polskie Towarzystwo Katolickie), gdzie polska społeczność spotykała się swobodnie rozmawiając w swoim własnym języku przy drinku. Przez długi czas w budynku mieszkała matka jednego z byłych polskich kombatantów, była też gospodynią Domu Polskiego. W 1951 r. Dom Polski przeniósł się na ulicę Vismarktstraat i istniał do 1975 r. Później na ulicy Vismarktstraat istniały dwa polskie puby: Café Małgosia i Café Warschau. Oba miały swoją podzieloną polską publikę; podziałów było wiele, jednym z nich był podział na tych co jeździli odwiedzać rodziny w Polscy i na tych którzy PRL-u nie uznawali.. Przez lata do Café Warschau przyjeżdżał raz w miesiącu polski konsul załatwiać sprawy wizowe dla tych którzy ośmielali się podróżować do PRL-u.
Polskie miasto w Niemczech
Pod koniec II wojny w Niemczech przebywały miliony Polaków; jeńców, robotników przymusowych i także żołnierzy 1 Dywizji gen. Maczka których koniec wojny zastał w niemieckim mieście Wilhelmshaven. W tym północno-wschodnim regionie (koło rzeki Ems i holenderskiej granicy) znajdowało się wiele obozów z m.in obozem jenieckim w Oberlangen gdzie więziono 1728 polskich kobiet (harcerek) z Powstania Warszawskiego. W kwietniu 1945 obóz wyzwolili żołnierze gen. Maczka. Do dzisiaj jeszcze żyjący "maczkowcy" wspominają błogo "akaczki" - jak nazywali te dziewczyny z powstania. Od tego czasu pobliskie miasto Haren Brytyjczycy przyznali Polakom, wypędzono mieszkańców i miasto nazwano Lwów, choć zaraz pod naciskiem Rosjan zmieniono nazwę na Maczków. Przez kolejne 3 lata Maczków i okolice był polskim terytorium zamieszkałym przez ok. 50 tys. Polaków. We wrześniu 1948 ostatni Polacy opuścili Maczków; większość wróciła do Polski, wielu wyjechało do krajów Wspólnoty Brytyjskiej a ok. 350 maczkowców wróciło do holenderskiej Bredy i jej okolic - gdzie mieszkali już wcześniej - przez pół roku od października'44 do kwietnia'45. Zdawało im się, że w Bredzie, gdzie byli tak serdecznie witani jako wyzwoliciele, będą mieli dobre życie. Niestety czas pokoju to inne realia niż wojna. Część więc opuściła Bredę i albo wracali do PRL-u albo po całym świecie do krajów Wspólnoty Brytyjskiej.
Polskie pamiątki w Bredzie
Po tamtych Polakach z zupełnie innej Polski pozostał niemiecki czołg, kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej, obelisk z okazji wyzwolenia miasta, cmentarz wojskowy z poległymi w tym regionie polskimi żołnierzami i grobem samego generała Maczka, który swe życie też zmarnował w Anglii ale życzył sobie być pochowanym wśród swoich żołnierzy.
Niegdyś istniały w Bredzie trzy polskie puby, kilka stowarzyszeń i zespołów ludowych. Polski kościół nadal istnieje, choć już zupełnie inny; jego publika składa się dzisiaj z młodych Polaków z Nowej Polski, gdy dawniej były to holenderskie rodziny kombatantów śpiewające niezrozumiale ale po polsku "Czarna Madonna". W Bredzie powstaje Muzeum Generała Maczka (otwarcie planowane w październiku 2019) z zebranymi przez mieszkańców miasta pamiątkami po polskiej dywizji pancernej.
Wciąż istnieje także konające już z braku członków stowarzyszenie Polonia w Bredzie - relikt po polskich żołnierzach i ich dzieciach. Mimo, że po roku 2006 ilość Polaków wzrosła w Bredzie stokrotnie to stowarzyszenie pierwszych Polaków w Holandii zamiera gdyż widocznie stowarzyszanie się nie jest polską specjalnością - to było holenderskie stowarzyszenie z polskimi mężami, weteranami wojny. Jak co roku, pod koniec października to właśnie Stowarzyszenie Polonia organizuje w Bredzie zabawę z okazji wyzwolenia miasta przez Polaków. Na imprezę przybywają także i w tym roku kombatanci z Polski, żołnierze z dywizji pancernej im. gen. Maczka z Żagania i inni. Wstęp wolny dla wszystkich zainteresowanych, ale zainteresowanych brak.
Przeczytaj także:
- Rocznica wyzwolenia Bredy
- Powojenne historie polskich dzieci w Holandii
- Polacy w Bredzie
- Erotyka na wojnie
- Nieoficjalna historia żołnierza - wyzwoliciela Holandii
- Breda - perła Brabancji z polskim akcentem
- Historia Polonii w Bredzie 1944-2020
- Rocznica wyzwolenia Bredy i rosnąca potrzeba ceremonii
- Muzeum generała Maczka w Bredzie