Katastrofalna powódź w Holandii z 1953 roku
Największa od kilkuset lat katastrofalna powódź jaka dotknęła Holandię miała miejsce 1 lutego 1953 r. Fatalny zbieg okoliczności był jej powodem.
"Het wassende water" to tytuł starej holenderskiej powieści i serialu, znaczący dosłownie "wzbierająca woda". Wzbierająca woda towarzyszy i zagraża Holendrom zawsze. Co roku w lutym wspominana jest rocznica jednej z największych katastrof w historii Holandii z 1953 r. Morze przebiło wały ochronne i wlało się do nizinnego kraju. Ostatnia tak katastrofalna powódź miała w Holandii miejsce w roku 1682.
Katastrofalny zbieg okoliczności
Zbieg okoliczności jest niemal zawsze przyczyną katastrof. Tak było też w te mroźne lutowe dni 1953 roku w Holandii. Zbiegły się cztery okoliczności:
1. Stan umocnień przeciwpowodziowych w Holandii był zły z powodu dużych opóźnień w projektach przeciwpowodziowych spowodowanych kryzysem lat trzydziestych i II Wojną Światową. W roku 1932 udało się jedynie skończyć wielki projekt - groblę "Afsluitdijk".
2. W Alpach topniał śnieg, w Niemczech i Ardenach obficie padał deszcz powodując wyjątkowo wysoki stan wód na Renie i Mozie. Fala powodziowa nieuchronnie zbliżała się pod koniec stycznia 1953 r. w kierunku swego ujścia w delcie Holandii. Opady z dużego obszaru Niemiec, Francji, Belgii i Szwajcarii spływają Renem i Mozelą do Holandii gdzie muszą znaleźć ujście w Morzu Północnym. Gdy jednak Morze Północne stoi wyżej niż woda w rzekach sytuacja jest krytyczna.
3. Na Morzu Północnym panował wyjątkowo silny północno-zachodni sztorm. W ostatni dzień stycznia i pierwszy lutego sztorm osiągnął siłę 11. w skali Beauforta, mierzono prędkość wiatru ok. 104 km/h a w porywach do 144 km/h. Ten kierunek sztormu jest zawsze niebezpieczny dla wybrzeży Holandii ponieważ wiatr wpycha duże masy wody w kierunku kanału La Manche gdzie morze się silnie zwęża, że masy wody nie mając ujścia muszą wzbierać.
4. Cykl pływów trwa w Holandii ok. 6 godzin. Akurat 1 lutego, po godzinie 4 rano, u wybrzeży Zelandii i Flandrii nastał czas super-przypływu - występującego raz na 14 dni (springtij) - jeszcze bardziej potęgującego wysokość poziomu morza.
Na domiar złego przerwanie wałów miało miejsce z soboty na niedzielę, w weekend, gdy czujność mieszkańców była słaba. Tak więc był to zbieg okoliczności jaki zdarzyć się może raz na setki lat. Północno-zachodni sztorm napędził olbrzymie masy wody z oceanu w "lejek" Morza Północnego. O świcie 1 lutego woda przerwała dijken (jak się w Holandii nazywa groble lub wały przeciwpowodziowe) w tym momencie poziom morza w Vlissingen osiągnął rekordową wysokość 455 cm ponad NAP. Groble uległy naporowi wody w 89 miejscach. Także w Anglii, Belgii i Niemczech woda wdarła się w głąb lądu.
Ta największa katastrofa w historii Holandii od 1682 r. kosztowała życie 1835 ludzi. Sto tysięcy ludzi straciło dom i cały dobytek. Woda zniszczyła 500 km wałów i grobli.
Narodowa katastrofa
W tą mroźną noc, w ciągu kilku godzin zalane zostały wyspy prowincji: Zelandia, cześć Brabancji i cześć wysp Południowej Holandii. Z ogólnej długości 1100 km wałów ochronnych - 500 km zniosła woda.
W gwałtownej, lutowej powodzi (watersnoodramp), w mroźnej wodzie przy huraganowym sztormie i śnieżycy, straciło życie 1835 osób. Na całym obszarze Morza Północnego powódź kosztowała życie 2300 ludzi.
Także dla Anglii ten potop był kompletnym zaskoczeniem. Woda zniszczyła 1.600 km wybrzeża i grobli. Zalane zostało 1.000 km kwadratowych lądu i trzeba było ewakuować 30.000 mieszkańców. Po tej powodzi zrodził się w Wielkiej Brytanii nowy plany umocnień anty-powodziowych w skutek czego powstała gigantyczna zapora na Tamizie (Thames Barrier).
Mieszkańcy wsi i miasteczek zostali zaskoczeni wielką i szybko rosnącą falą powodziową w zimową noc. Niektórzy nie zdążyli nawet uciec na strychy domów. W ciągu dnia powoli docierała do reszty kraju świadomość o rozmiarach istnie bibilijnego potopu. Ogłoszono stan katastrofy narodowej. Rozpoczęła się walka o utrzymanie wałów które jeszcze ocalały bo o godzinie 17-tej oczekiwano kolejnego przypływu.
2 lutego za dnia helikoptery i wszelkie pojazdy pływające rozpoczęły akcje ratunkową starając się dotrzeć do powodzian, przynajmniej tym którzy ocaleli siedząc na dachach domów lub na strychach. W całym kraju spontanicznie rozpoczęto akcję zbiórki żywności i ubrań dla poszkodowanych. Cały naród włączył się do walki z wodą i ratowania powodzian.
W kolejne dni pomoc powodzianom zaoferowały wojska aliantów. Szczególnie amerykańska armia stacjonująca w Niemczech dysponowała duża ilością sprzętu ratunkowego jak amfibie, helikoptery i ciężki sprzęt transportowy. Pomoc nadeszła także z Belgii, Francji, Niemiec, Włoch i Kanady. Każda para rąk do napełniania worków z piachem i tamowania wzburzonej wody była przydatna.
W kolejne dni akcji ratowniczej powoli dochodziły nowe informacje o rozmiarach katastrofy. Gdy w pierwszym dniu radio podawało liczbę ofiar na kilkadziesiąt osób każdego dnia liczba ofiar rosła do ostatecznie 1835 ofiar w ludziach. Wiele rodzin chroniło się trzy doby na strychach domów, w mrozie, bez jedzenia i picia - zanim dotarła pomoc. 100.000 ludzi straciło domy i cały dobytek. Na tym głównie rolniczym obszarze ofiarami były także zwierzęta domowe. Utonęło lub padło z głodu i zimna 1500 koni, 25.000 krów, 2500 owiec, 15.000 świń.
Mądry Holender po szkodzie
Holandia jest deltą wielkich europejskich rzek i jak każda delta jest obszarem depresyjnym, bagnistym, regularnie zalewanym przy wysokim stanie wód. Większość delt na świecie nie jest zamieszkała bo choć ziemia tam najżyźniejsza to trud budowy wałów ochronnych i stałe ryzyko niszczącej siły wody odstręcza ludzi od zasiedlania takich terenów. Wyjątkiem są Holendrzy - specjaliści od osuszania bagna i grobli. Oni też zresztą zagospodarowali najżyźniejszy kawałek Polski: Żuławy.
Po tej największej katastrofie w historii kraju, jeszcze tego samego miesiąca zaczął rodzic się plan odgrodzenia się od morza na zawsze i definitywnie. Powstał Plan Delta. Plan ten obejmował system zapór wodnych i wałów przeciwpowodziowych które mają zabezpieczyć Holandię aby taka tragedia nigdy się nie powtórzyła. W olbrzymim projekcie inżynierii wodnej który był jeszcze w latach osiemdziesiątych największą cywilna inwestycją budowlana na świecie sukcesywnie Holandia rozpoczęła "zamykanie" się solidnymi konstrukcjami z betonu i stali przed zagrożeniem idącym od morza.
Tama Oosterschelde
Najbardziej efektowną i najpotężniejszą konstrukcją zaporową jest tama w Zelandii której największa część znajduje się niestety pod wodą więc jej rozmiary można ocenić tylko w tamtejszym Delta Expo wchodząc do niej do środka lub wirtualnie w sieci.
Do budowy tej tamy zużyto: 750.000 m³ betonu, 175.000 ton stali, 4,5 mln m² betonowych mat na dnie morza, 1 mln m² specjalnych mat fundamentowych, 5 mln ton bloków skalnych sprowadzanych z Norwegii i Hiszpanii. Budowa tej tylko zapory kosztowała 8 miliardów guldenów (3,6 mld euro).
Zbudowano 64 filary wielkości piramid. Każdy filar o wadze 18 tys. ton, z 7000 m³ najwyższej klasy betonu odpornego na wodę morską. Budowa trwała półtora roku. Filary budowano na osuszonym kawałku morze, rodzaj suchego doku, a następnie dok był zalewany a specjalny statek-dźwig przenosił je na wyznaczone miejsce.
Miałem okazje w roku 1982 oglądać plac budowy, na sztucznie do tego celu nasypanej w morzu wysepce Neeltje Jans. W suchych zbiornikach odgrodzonych od morza wysokimi wałami budowano filary. Każdy filar wielkości piramidy. Dziesiątki filarów. Po wielu latach budowy zbiorniki wraz z filarami zalano a specjalnie skonstruowany pływający dźwig przenosił te potężne bloki betonu (wykorzystując wypór wody) na swoje miejsce i ustawiał z dokładnością do centymetra na przygotowywanym przez wiele lat utwardzonym i specjalnie spreparowanym dnie morza.
Budowę tej zapory Oosterschelde zaczęto w roku 1969 a oficjalnego otwarcia dokonała w roku 1986 królowa Beatrycze w towarzystwie króla Belgii Boudewijna, brytyjskiego księcia Andrew, prezydenta Niemiec Weisäckera i Francji Mitterranda.
Prace nad stałym ulepszaniem, konserwacją i zarządzaniem umocnieniami przeciwpowodziowymi koordynuje Ministerstwo Rijkswaterstaat (państwowy stan wód) a każdy obywatel płaci raz w roku "podatek wodny" (waterschap) w wysokości ok. € 450,- rocznie.
Przeczytaj także:
- Groźba potopu stworzyła Holandię
- Sztorm w Holandii: zapora zamknięta po raz drugi w historii
- Holandia istnieje dzięki stacjom pomp
- Tamy, wały i śluzy
- Walka z morzem trwa, woda Holandię żywi i zabija
- Jak się rodził holenderski charakter
- Holandia - o wodzie i lądzie czyli wieczny stan powodziowy
- Morze Południowe - Zuiderzee