Gdy Lloret de Mar był holenderski
Hiszpańskie miejscowości na wybrzeżu Costa Brava; Lloret de Mar i Blanes były dla Holendrów przez dekady tym czym dla Polaków była Jurata i Krynica Morska. Kto się stęsknił za słońcem a nie nie posiadał grubego portfela jechał na urlop do taniej Hiszpanii. Teraz holenderskich robotników zastąpili Rosjanie bo Costa Brava nie jest już taka tania.
Holenderska Hiszpania 1975
W latach siedemdziesiątych XX wieku już każda rodzina posiadała jakiś tam samochód. Mógł to być rodzimy DAF lub Renault 4 czy Opel Kadet. Szczęśliwi posiadacze samochodów pakowali sprzęt kempingowy, swojskie produkty spożywcze i wyruszali samochodem zapakowanym po brzegi na południe Europy.
Po roku 1975 gdy Hiszpania uwolniła się spod dyktatury generała Franko rozpoczął się prawdziwy najazd holenderskich turystów na hiszpańskie plaże Morza Śródziemnego. Początkowo była to najbliższa Costa Brava (od francuskiej granicy do Barcelony). Z czasem turysta zapuszczał się dalej, na południe, na wybrzeże Costa Blanca (okolice Alicante i Benidorm) aż w końcu do Costa del Sol (andaluzyjskie okolice Marbella i Torremolinos). Także autokary wiozły za niewielkie pieniądze masy Holendrów na hiszpańskie costa's. Co śmielsi zapuszczali się aż do Portugalii. Szczególnie rodziny nauczycieli, cieszących się długim urlopem, spędzały długie 4-6-tygodniowe wakacje na jeszcze tańszych wybrzeżach Portugalii. Twardy holenderski gulden miał bardzo korzystny przelicznik na tamtejsze pesety.
W latach 1975-2000 Hiszpania była znacznie tańszym miejscem urlopów niż pobliskie Niemcy i Francja. Dlatego też hiszpańskie costa's przyciągały przede wszystkim holenderski proletariat. Lepiej sytuowane rodziny spędzały wakacje chętniej we francuskiej Prowansji i spoglądały z góry na te masy jadące samochodami, autokarami i samolotami na hiszpańskie plaże.
Letnia emigracja
W połowie lipca francuska autostrada A7 - "Autoroute du soleil" zapełniała się przyczepami kempingowymi z żółtymi tablicami jadącymi w kierunku Barcelony. Gigantyczne korki w okolicach Lyonu to letnia zmora już od 50 lat.
W Lloret de Mar i Blanes jeszcze do dzisiaj trafić można na holenderskie bary serwujące typowe holenderskie snack's jak frikandele i frytki z majonezem. Sklepiki kempingowe oferują typowe holenderskie produkty.
Costa Brava dzisiaj
Nowe milenium charakteryzowało się szybkim wzrostem zamożności holenderskiego społeczeństwa i coraz niższymi cenami lotów. Jednocześnie ceny w Katalonii rosły, Barcelona stała się niezwykle modnym miastem dla całego świata.
Coraz więcej Holendrów zamieniło trasy urlopowe z Costa Brava na turecką riwierę i inne zamorskie resorty hotelowe które oferują przelot i tygodniowy pobyt z jedzeniem i piciem bez limitów za jedyne €500.
Bardziej wymagający wybierają włoską Toskanię. Tam nie tylko żarcie, picie i plaża ale też kultura i piękne widoki.
Zresztą odległość przestała grac wielką rolę. Za te same pieniądze można spędzić wakacje we Francji, ale i na Kubie, Bali czy Zanzibarze.
Te same miejsca ale inni turyści
Z dawnej holenderskiej okupacji hiszpańskich plaży pozostało dzisiaj niewiele. Najwięcej widać jeszcze holenderskich nastolatków którzy przyjeżdżają tutaj wyszaleć się w dyskotekach, przy licznych drinkach, wymiotach i następnego dnia leczących kaca na plaży. Taki tygodniowy pobyt młodzieży, łącznie z przelotem, w tanim apartamencie lub hotelu kosztuje już od €200-300 tygodniowo.
Holendrzy opuścili Costa Brava a ich miejsce zajęła rosyjska klasa średnia. Rosjanki popijają mojito na tarasie pod palmami w Tarragonie wspominając jak to jeszcze nie tak dawno stali w mrozie i śnieżycy przed moskiewskim sklepem w kolejce po cukier. Różowy od słońca brytyjski proletariat cieszy się niskimi cenami drinków.
Trzydzieści lat po holenderskich robotnikach przyszła kolej na Rosjan i Brytyjczyków.